Wybrane fragmenty własnej pracy dyplomowej z zakresu oligofrenopedagogiki pod tym samym tytułem.
Wychowankowie wybrani do obserwacji pochodzili z różnych środowisk rodzinnych. Czworo z nich wychowywano w warunkach wręcz „cieplarnianych”. Najczęściej matki wyręczały dzieci we wszystkim, począwszy od codziennego mycia, przygotowania posiłków a skończywszy na organizowaniu czasu wolnego. Dziecko nie uczyło się robić zakupów, samodzielnie przygotowywać do szkoły (zapakować przybory szkolne), samodzielnie poruszać po własnej miejscowości. W każdym spacerze czy drodze do i ze szkoły towarzyszyli im rodzice. Rodzice, starając się zaspokoić wszelkie potrzeby dziecka, nieświadomie do pewnego stopnia ograniczały możliwość jego rozwoju. Takie rodziny możemy określić jako nadopiekuńcze. „Cieplarniane” warunki wychowania i bytowania w domu rodzinnym odgrywały zdecydowanie negatywny wpływ na samodzielność dziecka. Takie postępowanie rodziców wynikało z miłości do dziecka. Nie chcieli ograniczać rozwoju dziecka a jedynie zaspokoić wszelkie potrzeby w sposób według nich najlepszy. W dużej mierze wynikało to z braku dostępu do fachowej wiedzy na temat metod rehabilitacji osób upośledzonych oraz utrudniony dostęp do ośrodków wspomagających (miejsce zamieszkania znacznie oddalone od ośrodków zajmujących się rehabilitacją osób z upośledzeniem umysłowym). Silna więź emocjonalna z rodzicami, a szczególnie z matką, powodowała całkowite uzależnienie od jej decyzji praktycznie w każdej dziedzinie życia. Dziecko nie musiało się „wysilać” ponieważ rodzice zapewniali mu wszystko co jest niezbędne do codziennego życia.
Rodzice nadmiernie chroniąc swoje dzieci najczęściej zagłuszali w ten sposób własne lęki. W rozmowach wyraźnie przejawiała się obawa przed pozostawieniem dziecka w nowym środowisku. Dotychczasowa stała obecność dziecka przy matce zaspokajała nie tylko potrzebę bezpieczeństwa dziecka, ale także potrzebę użyteczności matki. Charakterystyczne było stwierdzenie, że do tej pory wszystko robili razem. Rozłąka była tak samo silnym przeżyciem dla matki, jak i dla dziecka.
Analizując wywiady z rodzicami nadopiekuńczymi stwierdziłam, że najczęściej powtarzającymi się stwierdzeniami były:
- moje dziecko nie umie...,
- nie potrafi...,
- robię to za niego, za nią bo wpada w histerię...,
- sam sobie nie poradzi...,
- boję się, że zrobi sobie krzywdę...,
- szybciej będzie gdy zrobię to sama...,
- muszę je chronić, bo jest inne...,
- kto je będzie bardziej kochał...,
- wszystko robimy razem...,
- jeżeli będzie źle, to natychmiast przyjadę...,
- matki są po to aby dziecku niczego nie brakowało.....
Dzieci, które we wrześniu zamieszkały w bursie zostały gwałtownie wyrwane z rodzinnego środowiska, w którym czuły się bezpiecznie. Zostały pozbawione pełnej miłości opieki rodziców. Dla każdego człowieka taka zmiana byłaby silnym przeżyciem. Dodatkowo do zmiany miejsca zamieszkania dochodziła zmiana szkoły, nauczycieli, koleżanek i kolegów, a nawet zmiana wymagań szkolnych. W nowym otoczeniu przed każdym z nich stanęły zupełnie nowe wyzwania. Praktycznie z dnia na dzień musiały nauczyć się samodzielności.
Reakcje dzieci na nową sytuację były bardzo zróżnicowane. Niektóre na rozłąkę z rodzicami reagowały wycofaniem się, zamykały się w swoim świecie, nie wychodziły z pokoju, nie nawiązywały kontaktów z otoczeniem, unikały posiłków. Inne, na nową sytuację reagowały nadmiernym pobudzeniem objawiającym się wybuchami śmiechu, chichotaniem lub płaczem a nawet agresją słowną. Są to zachowania osób, które nie mają poczucia bezpieczeństwa.
Dwoje wychowanków pochodziło z rodzin, które określilibyśmy jako patologiczne. Rodzice po umieszczeniu dziecka w placówce nie interesowali się jego losem. Kontakt z nimi był w znacznym stopniu utrudniony lub całkiem niemożliwy (nie przyjeżdżali po dziecko, nie telefonowali, nie odbierali telefonów od wychowawców). Z konieczności informacje na temat wzajemnych relacji panujących w rodzinie pochodzą wyłącznie od dzieci. Zapewnienie dzieciom właściwych warunków rozwoju przekraczało możliwości tych rodzin. Były to rodziny wielodzietne, niewydolne finansowo, bez możliwości zdobycia zatrudnienia (brak kwalifikacji zawodowych), utrzymujących się głównie z zasiłków przyznawanych przez ośrodki pomocy społecznej. W jednym przypadku ojciec był alkoholikiem.
W drugim przypadku z problemem alkoholowym walczyła matka. Rodzice się rozwiedli, ojciec pracował za granicą i sporadycznie kontaktował się z dziećmi. Brak perspektyw „lepszego życia” powodował, że niepełnosprawne dziecko stawało się zbędnym „balastem” dla rodziny. Umieszczenie go w placówce opiekuńczo-wychowawczej „zwalniało” rodzinę z obowiązku stałej opieki. Dodatkowym plusem takiej sytuacji dla rodziny był fakt, że koszty finansowe związane z pobytem dziecka w placówce przejmował ośrodek pomocy społecznej. Z powodu braku zainteresowania rodziców wiedza na temat sytuacji rodzinnej pochodziła od wychowanków. Dzieci te początkowo bardzo niechętnie opowiadały o swoich domach rodzinnych.
Analizując wypowiedzi wychowanków na temat wzajemnych relacji panujących w ich domach rodzinnych powtarzały się następujące stwierdzenia:
- ich nie obchodzi co robię...
- robię to na co mam ochotę...
- mam dosyć ich kłótni...
- tutaj mam spokój...
- wolę zostać tutaj...
- ciągle słyszałem, że jestem głupi...
- cieszą się, że się mnie pozbyli...
- jak zarobiłem w czasie żniw, to byłem dobry...
- muszę walczyć o swoje...
Dzieci pochodzące z takich rodzin znacznie lepiej radziły sobie w wielu sytuacjach życiowych od ich rówieśników wychowywanych w rodzinach nadopiekuńczych. Wynikało to z konieczności samodzielnego rozwiązywania własnych problemów oraz braku oparcia w rodzicach. Dzieci te czują się odrzucone przez rodziców a nawet przez część rodzeństwa. Ze względu na orzeczone upośledzenie umysłowe są postrzegane jako nieprzydatne dla rodziny. Była to „dodatkowa gęba do wyżywienia” i jako taka stanowiła dla rodziny dodatkowe obciążenie finansowe. Dorastanie w takich warunkach nie tylko nauczyło ich samodzielności, ale również pewnego rodzaju „cwaniactwa”.
Reakcje tych dzieci na zmianę miejsca zamieszkania były zupełnie inne niż dzieci z rodzin nadopiekuńczych. W pierwszych tygodniach pobytu w bursie starały się wywalczyć swoje miejsce w grupie. Przejawiało się to przede wszystkim w gwałtownych reakcjach na otoczenie. Wystarczyło, że ktoś im się „zbyt długo” przyglądał, aby zareagowali agresją słowną a nawet próbowali przechodzić do rękoczynów. Wszelkie uwagi na ich temat spotykały się z nieufnością i posądzeniami o złośliwość (nawet, jeżeli były to uwagi pozytywne).
Charakterystyczna dla nich była bardzo niska samoocena. Nie dostrzegali u siebie żadnych cech pozytywnych, natomiast wymieniali wiele wad. Brak akceptacji w domu rodzinnym spowodował, że uważali taki stan rzeczy za normalny. Nie spodziewali się akceptacji w nowym środowisku. Skoro nie są akceptowani udawali, że im na tym nie zależy i reagowali agresją na każdy przejaw zainteresowania ich osobą. Praca wychowawcza w pierwszym okresie ich pobytu w placówce skupiała się głównie na wyciszeniu emocji, sprawieniu, aby wychowanek czuł się potrzebny w nowym środowisku. Doskonale sprawdzała się terapia zajęciowa. Wychowankowie bardzo chętnie pomagali w drobnych pracach porządkowych, za wykonanie których byli chwaleni. Dzięki temu czuli się przydatni i pożyteczni. Stopniowo przyzwyczajali się do traktowania ich jako pełnowartościowych członków społeczeństwa bursy.
Bardzo ważne dla dalszego rozwoju tych dzieci było przekonanie ich, że mogą się uczyć i zdobyć zawód, który umożliwi im samodzielną egzystencję. Panowanie nad własnymi emocjami i stosowanie się do zaleceń lekarza (systematyczne zażywanie leków, terapia psychologiczna) ułatwią tzw. „normalne” funkcjonowanie w społeczeństwie.
Z punktu widzenia psychologii istotne dla funkcjonowania tych dzieci w społeczeństwie było przezwyciężanie lęku przed otoczeniem oraz przed nowymi wyzwaniami. Każdy młody człowiek odczuwa lęk przed nowym otoczeniem. Ze względu na pewne ograniczenia wynikające z upośledzenia umysłowego dzieci niepełnosprawne odczuwają go znacznie silniej. Bardzo istotne było wypracowanie zaufania w relacji wychowawca – dziecko. Aby te lęki stopniowo pokonywać niezbędne było poczucie bezpieczeństwa, które do tej pory utożsamiali z domem rodzinnym (rodziny nadopiekuńcze). W przypadku dzieci pochodzących z rodzin, które własnych dzieci nie akceptowały (odrzucały je), należało je przekonać, że w bursie mogą odnaleźć akceptację i spokój.
Sposób reagowania na różne sytuacje życiowe zmieniał się bardzo powoli.
W początkowym okresie pobytu w bursie przeważały zachowania lękliwe, dziewczęta często płakały, telefonowały nawet kilkanaście razy na dzień do rodziców, chłopcy wyzywali kolegów. Jedni i drudzy najchętniej przebywali w swoich pokojach. W miarę upływu czasu ich reakcje były spokojniejsze. Przychodzili po pomoc i radę do wychowawców a później również do rówieśników. Stopniowo zaczęli się włączać w życie ogółu mieszkańców bursy. Proponowali własne sposoby spędzania czasu wolnego. Uczestniczyli w okolicznościowych imprezach. Brali udział w turniejach sportowych. Zaczęli nawiązywać pierwsze przyjaźnie.
Interesująca z punktu widzenia oceny stopnia integracji społecznej młodzieży
z upośledzeniem umysłowym z tzw. „normalnym środowiskiem” była obserwacja zachowań tego ostatniego. Większość wychowanków zamieszkujących bursę po raz pierwszy zetknęła się z problemem niepełnosprawności w swoim otoczeniu. Dotychczas niepełnosprawność utożsamiali z widocznym kalectwem. Wiedzieli, że jeżeli ktoś nie ma ręki czy nogi lub jeździ na wózku inwalidzkim to jest niepełnosprawny. W przypadku upośledzenia umysłowego często nie ma żadnych widocznych oznak niepełnosprawności. W związku z tym zadawali pytania: np. jakie są objawy takiej choroby.
Pierwsze reakcje były bardzo zróżnicowane. Część wychowanków od razu pogodziła się z faktem wspólnego zamieszkiwania z osobami niepełnosprawnymi. Zapytani „jak się z tym czują?”, najczęściej odpowiadali, że jest im to obojętne, a najistotniejsze dla nich było to, żeby wzajemnie „nie wchodzili sobie w drogę”. Była to postawa obojętna, negująca istnienie w środowisku osób różniących się od nich, ale o takich samych potrzebach.
Druga grupa wychowanków stwierdziła, że każdy ma prawo mieszkać w bursie. Z ocenianiem postanowili zaczekać aż będą mogli lepiej poznać nowe koleżanki i kolegów. Nie spodziewali się żadnych komplikacji w nawiązywaniu nowych kontaktów ze współmieszkańcami. Taką postawę określiłabym jako wyczekującą.
Trzecia grupa młodzieży wykazywała największe zainteresowanie odmiennością koleżanek i kolegów. Zadawali wiele pytań dotyczących niepełnosprawności współmieszkańców. Starali się zrozumieć ich sytuację życiową i problemy, z jakimi się borykają na co dzień. Pytali, w jaki sposób mogą im pomóc. Niektórzy byli zdziwieni, że potrzeby i oczekiwania osób z upośledzeniem umysłowym są takie same jak tzw. zdrowych rówieśników, że oczekują akceptacji, przyjaźni i serdeczności.
Z każdą z tych postaw dzieci niepełnosprawne stykają się codziennie od najmłodszych lat zarówno w domach rodzinnych, jak i w najbliższym otoczeniu. Praca wychowawcza przebiegała dwutorowo. Z jednej strony należało pracować nad samoakceptacją, podwyższeniem samooceny i przezwyciężeniem lęków osób z upośledzeniem umysłowym. Z drugiej strony należało nauczyć akceptacji, tolerancji i współdziałania w grupie rówieśniczej bez względu na różnice występujące u poszczególnych jej członków.
Obserwując zachowania młodzieży w trakcie trwania roku szkolnego można było zaobserwować zmiany w ich postępowaniu. Każda z wcześniej wymienianych grup stanęła przed koniecznością współpracy z niepełnosprawnymi współmieszkańcami. Początkowo była to pomoc w poznawaniu otoczenia bursy. Stopniowo wszyscy byli wdrażani do pomocy w nauce czy pracach porządkowych. Najistotniejsze jednak było wspólne spędzanie czasu wolnego począwszy od oglądania wybranych programów telewizyjnych a skończywszy na uczestniczeniu w przygotowaniach imprez organizowanych dla ogółu mieszkańców bursy, czy konkursach i turniejach sportowych.
Początkowa wyraźna nieufność zamieniała się w ostrożną akceptację. Proces ten przebiegał powoli i nie można mówić o pełnym sukcesie. Grupa mieszkańców, którą określiłam jako obojętną, nie wykazywała zainteresowania wspólnymi zajęciami. Należy dodać, że tę grupę charakteryzowała niechęć do angażowania się w jakiekolwiek formy działalności dla dobra ogółu. Pozostałe dwie grupy w znacznie większym stopniu konsolidowały się z młodzieżą niepełnosprawną i po kilku miesiącach współpracę z nimi uważały za zupełnie oczywistą.
Pod koniec roku szkolnego w wypowiedziach rodziców na temat zachowania ich dzieci pojawiały się stwierdzenia:
- mniej płacze...,
- jest weselsza...,
- chce tu mieszkać w przyszłym roku...,
- bardziej dba o siebie...,
- potrafi sam, sama się spakować...,
- częściej chodzi do koleżanek...,
- jest jakaś inna...,
- rozłąka dodrze jej zrobiła...,
- chwali się koleżankami i kolegami....
W niniejszej pracy zajmowałam się tylko kilkoma osobami. Nie była to próba reprezentatywna. Różnorodność sposobu dotychczasowej opieki w środowisku rodzinnym, od odrzucenia do nadopiekuńczości oraz różnice stopnia niepełnosprawności umysłowej w znacznym stopniu zaciemniały wyniki obserwacji. Można było jednak zaobserwować pewne prawidłowości ewaluacji zachowań wychowanków w trakcie ich pobytu w placówce opiekuńczo-wychowawczej takiej jak bursa.
Pierwsze tygodnie pobytu wychowanków w bursie były bardzo trudne zarówno dla nich samych jak i nauczycieli – wychowawców. Wielokrotnie trzeba było powtarzać te same czynności np. uczyć drogi do szkoły i z powrotem poprzez wielokrotne wspólne przemierzanie tej samej trasy. Niektórzy wychowankowie odmawiali samodzielnego wyjścia poza teren bursy. Samodzielne przejście trasy do szkoły przerażało ich do tego stopnia, że wpadali w histerię. Wdrażanie nawyków higienicznych, które do tej pory wykonywali za dziecko rodzice – np. nauka samodzielnego mycia głowy, prania bielizny osobistej a nawet zmieniania bielizny osobistej.
Stopniowo następowała zmiana zachowania dzieci. Po kilku miesiącach pobytu w bursie nabierały pewności siebie, stawały się bardziej otwarte, łatwiej nawiązywały nowe przyjaźnie. Nie tęskniły tak bardzo za domem rodzinnym. Po powrocie z domu nie płakały tak jak miało to miejsce na początku ich pobytu w placówce (dotyczy to dzieci z rodzin nadopiekuńczych).
W przypadku dzieci odrzuconych przez środowisko rodzinne zauważalna była poprawa samooceny. Wychowankowie byli bardziej pewni siebie, zmniejszyła się ilość zachowań agresywnych, łatwiej nawiązywali kontakty z rówieśnikami (także z tzw. normalnymi), zwracali większą uwagę na wygląd osobisty, bardziej dbali o higienę osobistą.
Sukces w osiągnięciu integracji społecznej jest możliwy jedynie w przypadku zaangażowania nauczycieli – wychowawców w pracę z ogółem społeczności bursy. Nie można uczyć akceptacji i tolerancji wyłącznie upośledzonych mieszkańców, ale przede wszystkim ich zdrowych rówieśników.
Zmiana zachowania była wyraźnie zauważalna nie tylko u dzieci z upośledzeniem umysłowym, ale także u ich tzw. „normalnych” rówieśników. Praca wychowawcza dała efekt w postaci wzajemnej akceptacji i tolerancji dla odmienności współmieszkańców. Ewaluacja zachowań była trudna i powolna. Nie można powiedzieć, że był to pełen sukces. Aby przeanalizować taki problem należałoby przeprowadzić podobne obserwacje w większej ilości placówek opiekuńczo – wychowawczych na terenie całego kraju.
Ze względu na brak jednoznacznych kryteriów nie można określić stopnia integracji osób z upośledzeniem umysłowym. Aby uzyskać pełniejsze dane należałoby uzyskać informacje na temat dalszych losów badanych osób. Czy i jaką pracę podjęły? Czy założyły rodzinę? Czy są samowystarczalne finansowo itd.
Prowadząc obserwacje nawet na tak niewielkiej próbie można jednoznacznie stwierdzić, że placówki integracyjne pomagają w rozwoju nie tylko osobom niepełnosprawnym, ale poszerzają horyzonty i otwierają tzw. „normalnych” młodych ludzi na tolerancję i akceptację odmienności.
mgr inż. Elżbieta Dalak