Numer: 21064
Przesłano:
Dział: Przedszkole

Urodziny Kubusia Puchatka, czyli najsłodszy dzień w przedszkolu

Scenariusz Pt:.” Urodziny Kubusia Puchatka, – czyli najsłodszy dzień w przedszkolu”


1. Powitanie dzieci
2. Wprowadzenie dzieci w tematykę spotkania
3. Tu N. czyta wybrany fragment bajki dot. Urodzin Kubusia Puchatka

„ .............. Kłapouchy, poczciwy, bury Osioł, stał nad brzegiem strumienia i patrzył na swoje odbicie w wodzie.

- Imponujące - mówił. - To jest właśnie to słowo. Imponujące. Obrócił się i powoli poszedł w dół strumienia. Potem z pluskiem przebrnął w bród wodę i zaczął iść z powrotem drugim brzegiem strumienia. I znowu spojrzał na swoje odbicie w wodzie.
- Tak jak przewidywałem - powiedział. - Wcale nie lepsze z tej strony. Ale mniejsza o to. Co komu do tego. Imponujące, i basta.
Nagle coś zaszeleściło w zaroślach i spośród wysokich paproci wyszedł Puchatek.
- Dzień dobry, Kłapouniu! - powiedział Puchatek.
- Dzień dobry, Puchatku! - powiedział Kłapouchy ponuro. - Jeśli ten dzień godzi się nazwać dobrym. O czym wątpię - dodał.
- Dlaczego? Co się stało?
- Nic, Kubusiu Puchatku, nic. Nie wszyscy mogą i któryś z nas też nie może. I w tym rzecz.
- Czego nie może? - zapytał Puchatek drapiąc się w nos. - Co masz na myśli?
- Szaleństwo. Śpiew i taniec... Ot, przechadzamy się teraz wśród morwowych krzewów...
- O - zdziwił się Puchatek. Pomyślał chwilkę i zapytał: - A co to znaczy "wśród morwowych krzewów"?
- O święta naiwności! - westchnął Kłapouchy. - Naiwność jest to wyraz oznaczający dobrotliwą niewinność - wyjaśnił.
Puchatek usiadł na wielkim kamieniu i spróbował pomyśleć o tym, co powiedział Kłapouchy. Brzmiało to zupełnie jak zagadka, lecz Puchatek nigdy nie był mocny w rozwiązywaniu zagadek, będąc, jak wiemy, Niedźwiadkiem o Bardzo Małym Rozumku. Więc zamiast tego zaśpiewał Sroczkę-Skoczkę:
Co to, Sroczko gadatliwa:
Kiedy brzęczy, to nie śpiewa,
Powiedz, jak się to nazywa,
Sroczko-Skoczko gadatliwa?
Była to pierwsza zwrotka. Kiedy ją skończył, a Kłapouchy nie powiedział, że mu się to nie podoba, Puchatek nie dając się prosić, bardzo uprzejmie zaśpiewał następną zwrotkę:
Co to, Sroczko gadatliwa:
Kiedy łazi, to nie pływa,
Powiedz, co to zwykle bywa,
Sroczko-Skoczko gadatliwa?
Kłapouchy milczał, więc Puchatek przemruczał ostatnią zwrotkę do siebie samego:
Co to, Sroczko gadatliwa:
Kiedy chodzi, to się kiwa,
Powiedz, co się za tym skrywa,
Sroczko-skoczko gadatliwa?
- Tak, tak - rzekł Kłapouchy. - Śpiew. Radość. Jumpa - jumpa - jumpa-pa. Oto idziemy zbierając orzeszki i ciesząc się majem...
- O, ja się bardzo cieszę - powiedział Puchatek.
- Niektórzy mogą - rzekł ponuro Kłapouchy.
- Dlaczego? Co się stało?
- Czy musiało się coś stać?
- Wydajesz mi się bardzo smutny, Kłapousiu!
- Smutny? Dlaczego miałbym być smutny? Dziś są moje urodziny. Najszczęśliwszy dzień w roku.
- Twoje urodziny? - zapytał Puchatek zdziwiony.
- Tak jest. Czy nie widzisz? Spójrz na prezenty, jakie dostałem. - To mówiąc, wskazał kopytem na prawo, a potem na lewo. - Spójrz na torcik urodzinowy. Na świeczki i na różowy lukier.
Puchatek spojrzał na prawo, a potem na lewo.
- Prezenty? - zapytał. - Torcik urodzinowy? - zapytał. - Gdzie?
- Czyż ich nie widzisz?
- Nie - odpowiedział Puchatek - nie widzę.
- I ja też nie widzę - rzekł Kłapouchy. - Żart - wyjaśnił. - Cha-cha! Puchatek podrapał się w ucho, lekko zakłopotany.
- Czy naprawdę są dziś twoje urodziny?
- Tak jest.
- Ach, więc przyjmij ode mnie najserdeczniejsze życzenia, Kłapousiu!
- Nawzajem, Kubusiu Puchatku.
- Przecież to nie moje urodziny.
- Nie, moje.
- Więc dlaczego powiedziałeś "Nawzajem"?
- A czemu by nie? Chyba nie chcesz być zawsze nieszczęśliwy w dniu moich urodzin, co?
- Aha, rozumiem - powiedział Puchatek.
- Jest już dostatecznie smutno - rzekł Kłapouchy zgnębionym głosem - że ja dziś jestem nieszczęśliwy, bez prezentów i bez torcika z różowym lukrem, zapomniany i opuszczony, ale czemu wszyscy inni mieliby dzisiaj czuć się nieszczęśliwymi? Tego już Puchatek nie mógł znieść. - Zaczekaj tu na mnie! -
zawołał, po czym obrócił się i ile sił w nogach pognał do domu. Czuł, że musi natychmiast zdobyć dla Kłapouchego jakiś upominek, a potem będzie mógł pomyśleć o czymś bardziej stosownym. Przed drzwiami swego domu zastał Prosiaczka, który wspinał się w górę i usiłował dosięgnąć kołatki.
- Jak się masz, Prosiaczku! - powiedział.
- Jak się masz, Puchatku! - powiedział Prosiaczek.
- Co robisz?
- Próbuję dosięgnąć kołatki - odparł Prosiaczek. - właśnie przechodziłem tędy...
- Pozwól, że cię wyręczę - rzekł uprzejmie Puchatek. Sięgnął w górę i zakołatał do drzwi. - Przed chwilą właśnie spotkałem Kłapouchego. Ach, biedny Kłapouchy jest dziś bardzo Smutny, ponieważ ma dziś urodziny, a nikt o tym nie pamiętał, i dlatego jest bardzo Ponury. Znasz go przecież i wiesz, jaki on jest. Jak długo ten, co tu mieszka, każe nam czekać pode drzwiami?
I zakołatał znowu.
- Ależ, Puchatku! - zawołał Prosiaczek. - Przecież to twoje własne mieszkanie!
- Prawda, zupełnie o tym zapomniałem - powiedział Puchatek. - Więc wejdźmy. I weszli. Puchatek zaraz od progu poszedł do spiżarni, by sprawdzić, czy jest tam jeszcze jedna, ostatnia już, mała baryłeczka miodu. Była. Więc wydobył ją z szafki.
- Dam to Kłapouchemu w prezencie - oświadczył. - A co ty mu dasz?
- Czy nie moglibyśmy dać mu tego razem? Od nas obydwóch?
- Nie - odparł Puchatek. - Nie jest to dobry pomysł.
- No, dobrze. Więc dam mu balonik. Mam w domu jeszcze jeden, został mi z zabawy. Pójdę po niego.
- To, widzisz, jest bardzo dobra myśl, Prosiaczku. Jest to właśnie to, co Kłapouchemu sprawi prawdziwą radość. Bo kogo nie ucieszyłby balonik? Więc Prosiaczek podreptał do domu, a Puchatek poszedł w drugą stronę ze swą baryłeczką miodu.
Był upalny dzień i Kubuś miał długą drogę do przebycia. Nie uszedł jeszcze i pół drogi gdy nagle ogarnęło go dziwne uczucie. Zaczęło się ono od czubka nosa, przeniknęło go całego na wskroś i wyszło mu przez podeszwy łapek. Było mu tak, jakby coś wewnątrz niego mówiło:
"No, a teraz, Puchatku, już czas na jakieś małe Conieco"...
- Ajajaj - rzekł Puchatek - nie wiedziałem, że to już tak późno! Więc przycupnął i zdjął pokrywkę z baryłki.
"Całe szczęście, że wziąłem ją z sobą - pomyślał. - Nie każdy miś wychodząc z domu w taki upał, jak dzisiaj, pomyślałby o tym, żeby wziąć z sobą swoje małe Conieco". I zaczął zajadać. "A teraz zastanowimy się - pomyślał, gdy wylizał resztę miodu z baryłki - dokąd to ja szedłem? Aha, do Kłapouchego".
I wstał powoli. Wtem przypomniał sobie, że prezent urodzinowy dla Kłapouchego został zjedzony!
- Masz ci los! - jęknął Puchatek. - Co ja teraz zrobię? Przecież muszę mu coś dać!
- Przez dłuższy czas nic mu nie przychodziło do głowy. Wreszcie pomyślał: "A kto wie? Jest to całkiem miła baryłeczka, nawet bez miodu; i jeśli ją czyściutko wymyję i poproszę kogoś, żeby wypisał na niej: "Z powinszowaniem urodzin", Kłapouchy może mieć z tego naczynka pożytek. A ponieważ przechodził właśnie przez Stumilowy Las, wstąpił do Sowy Przemądrzałej, która tam mieszkała.
- Dzień dobry, Sowo! - powiedział.
- Dzień dobry, Puchatku! - powiedziała Sowa.
- Najlepsze życzenia z okazji urodzin Kłapouchego - rzekł Puchatek.
- Czy w samej rzeczy Kłapouchy obchodzi dziś swoje urodziny?
- Tak. A co mu dasz w prezencie, Sowo?
- A co ty mu dasz, Puchatku?
- Daję mu Praktyczną Baryłeczkę do Przechowywania Różnych Różności i właśnie chciałem cię prosić...
- Czy to to? - zapytała Sowa wyjmując ją Puchatkowi z łapek.
- Tak, i właśnie chciałem cię prosić...
- Ktoś przechowywał w niej miód - rzekła Sowa Przemądrzała.
- Można w niej przechowywać wszystko - powiedział Puchatek z powagą. - Jest ona Bardzo Pożyteczna. I właśnie chciałem cię prosić...
- Powinieneś na niej napisać: "Z powinszowaniem urodzin".
- O to właśnie chciałem cię prosić - rzekł Puchatek. - Bo ja piszę dobrze, tylko Koślawo. To jest dobra pisownia, tylko Koślawa, to znaczy, że litery trafiają nie tam, gdzie trzeba. Więc czy nie zechciałabyś napisać dla mnie "Z powinszowaniem urodzin"?
- Baryłeczka jest niebrzydka - powiedziała Sowa oglądając ją na wszystkie strony. - Czy nie mógłbyś ofiarować jej Kłapouchemu od nas obojga? W naszym wspólnym imieniu?
- Nie - odparł Puchatek. - Nie jest to dobry pomysł. Muszę ją tylko umyć, a ty zrobisz napis.
Puchatek umył baryłeczkę, wytarł ją starannie, a Sowa polizała koniec ołówka i zaczęła medytować, jak się pisze "urodziny".
- Czy umiesz czytać, Puchatku? - zapytała z lekkim niepokojem. - Na moich drzwiach jest napis sporządzony przez Krzysia o dzwonieniu i pukaniu. Czy umiałeś go przeczytać?
- Krzyś powiedział mi, co tam jest napisane. I wtedy umiałem.
- Dobrze, więc i ja ci powiem, co napiszę. I wtedy przeczytasz. I Sowa napisała... i to właśnie napisała:
Z PĄWIĄSZĄWANIEM URORURODZIURODZIN
Puchatek przypatrywał się temu z podziwem.
- Napisałam właśnie "Z powinszowaniem urodzin" - rzekła Sowa niedbale.
- To powinszowanie jest śliczne i długie - rzekł Puchatek z wielkim podziwem.
- Bo, ściśle biorąc, napisałam, oczywiście, "Z serdecznym Powinszowaniem Urodzin od szczerze oddanego ci przyjaciela Puchatka". Aby wypisać tak długie zdanie, trzeba zużyć sporo ołówka.
- Tak, tak, rozumiem - powiedział Puchatek.
Tymczasem Prosiaczek wrócił do domu i wziął balonik dla Kłapouchego. Przycisnął go mocno do siebie, tak żeby mu nie wyfrunął, i popędził co tchu, żeby zjawić się przed Puchatkiem. Zdawało mu się, że to będzie dobrze zjawić się pierwszemu z prezentem. I gdy biegł naprzód, myśląc o tym, jak się
Kłapouchy ucieszy, nie patrzył, gdzie biegnie, i nagle potknął się o króliczą norkę, wywrócił się i upadł jak długi. BUMS!!!???!!!
Prosiaczek leżał rozważając, co się stało. Z początku zdawało mu się, że cały świat wystrzelił w górę; a potem, że to tylko Las wystrzelił w górę, a jeszcze potem pomyślał, że może to on, Prosiaczek, wystrzelił w górę i jest samotny na księżycu czy gdzie indziej i że nigdy już nie zobaczy ani Krzysia, ani Puchatka, ani Kłapouchego. I nagle pomyślał: "Więc dobrze. Jeśli nawet jestem na księżycu, nie muszę leżeć grzbietem do góry" - po czym wstał ostrożnie i rozejrzał się wokoło. Ciągle jeszcze był w Lesie!
"To dziwne - pomyślał. - Ciekaw jestem, skąd się wziął ten huk. To chyba nie ja narobiłem takiego hałasu... A gdzie mój balonik? I co tu robi koło mnie ta mokra szmatka?" Był to właśnie balonik!
- Ojej! - wrzasnął Prosiaczek. - Ojej! Ojej! Ale trudno. Stało się. Nie mam po co wracać do domu, bo nie mam drugiego balonika, i może Kłapouchy nie lubi baloników aż tak bardzo?
I poszedł bardzo smutny przed siebie, aż zaszedł na brzeg strumienia, gdzie stał Kłapouchy i wpatrywał się w swoje odbicie w wodzie.
- Dzień dobry, Kłapouszku! - powiedział.
A Kłapouchy na to:
- Dzień dobry, mały Prosiaczku! Jeśli ten dzień godzi się nazwać dniem dobrym. O czym wątpię - dodał.
- Ale mniejsza o to.
- Moje najlepsze życzenia w dniu twoich urodzin - powiedział Prosiaczek i podszedł bliżej.
Kłapouchy przestał patrzeć na swoje odbicie w wodzie, odwrócił się i spojrzał na Prosiaczka.
- Powtórz to jeszcze raz - powiedział.
- Moje najlep...
- Poczekaj chwilkę.
I chwiejąc się na trzech nogach, zaczął bardzo powoli podnosić swą czwartą nogę do ucha.
- Udało mi się zrobić to wczoraj - wyjaśnił Prosiaczkowi, gdy wywrócił się po raz trzeci - i przyszło mi to z łatwością, a w ten sposób mogę lepiej słyszeć... Więc coś ty takiego powiedział? - I przyłożywszy kopyto do ucha, nastawił je, by lepiej usłyszeć Prosiaczka.
- Moje najlepsze życzenia w dniu dzisiejszym - powtórzył Prosiaczek.
- Masz na myśli mnie?
- Oczywiście, mój Kłapousiu!
- Moje urodziny?
- Tak.
- Że ja mam prawdziwe urodziny?
- Tak, Kłapousiu, i właśnie przyniosłem ci prezent. Kłapouch odjął prawe kopyto od prawego ucha, okręcił się dokoła siebie samego i z wielkim trudem przyłożył lewe kopyto do lewego ucha.
- Muszę to usłyszeć drugim uchem - powiedział. - A teraz powtórz jeszcze raz to, coś powiedział.
- Prezent - rzekł Prosiaczek bardzo głośno.
- Masz wciąż mnie na myśli?
- Tak.
- Wciąż jeszcze moje urodziny?
- Ależ tak, Kłapouszku!
- Moje, przeze mnie obchodzone dziś, prawdziwe urodziny?
- Tak, i właśnie przyniosłem ci balonik.
- Balonik? - zapytał Kłapouchy. - Powiedziałeś: balonik? Wielki, kolorowy przedmiot, który fruwa w powietrzu? Szaleństwo, śpiew i taniec? Hopsasa?!
- Tak. Ale - niestety - bardzo mi przykro, Kłapouszku, bo kiedy biegłem tutaj, żeby ci go przynieść, upadłem.
- Ajaj! Co za nieszczęście! Pewnie biegłeś za szybko. Czyś się aby nie potłukł, mały Prosiaczku?
- Nie... Tylko balonik... Ach, Kłapouszku, ja go pękłem! Zapadła długa chwila milczenia.
- Mój balonik? - zapytał wreszcie Kłapouchy.
Prosiaczek skinął łebkiem.
- Mój urodzinowy balonik?
- Tak, Kłapousiu - odparł Prosiaczek z lekka pociągając nosem. - Proszę. I składam ci przy tym najserdeczniejsze życzenia. - I wręczył Kłapouchemu kawałek mokrej szmatki.
- Czy to to? - zapytał Kłapouchy trochę zdziwiony. Prosiaczek znów skinął łebkiem.
- Balonik?
- Tak.
- Dziękuję ci, Prosiaczku - powiedział Kłapouchy. - Nie gniewaj się, że cię o to pytam - ciągnął - ale jaki miał kolor ten balonik, kiedy jeszcze był balonikiem?
- Czerwony.
- Tak sobie właśnie myślałem... Czerwony... - mruczał do siebie. - Mój ulubiony kolor... A jaki był duży?
- Prawie taki jak ja.
- Tak sobie właśnie myślałem. Prawie tak duży jak Prosiaczek - powiedział smutno sam do siebie. - Mój ulubiony wymiar. Tak, tak.
Prosiaczek poczuł się strasznie nieszczęśliwy i sam nie wiedział, co powiedzieć, a wreszcie pomyślał sobie, że to i tak nie zda się na nic. Wtem usłyszał czyjeś wołanie z drugiej strony strumienia. Był to głos Puchatka.
- Przyjmij ode mnie najlepsze życzenia, Kłapouniu! - wołał Puchatek, który zapomniał, że to już dziś raz powiedział.
- Dziękuję ci, Puchatku, już mi je dziś składałeś - odpowiedział Kłapouchy ponuro.
- Przynoszę ci skromny upominek - powiedział Puchatek z przejęciem.
- Już dziś jeden dostałem - rzekł Kłapouchy.
Puchatek przebrnął wpław strumień i podszedł do Kłapouchego. Prosiaczek siedział trochę z boku i, ująwszy głowę w obydwie łapki, cichutko siąkał nosem.
- Jest to Praktyczna Baryłeczka - mówił Puchatek. - Proszę. A na niej jest napisane: "Z serdecznym Powinszowaniem Urodzin od szczerze ci oddanego przyjaciela Puchatka". To jest właśnie napisane. A baryłeczka służy do przechowywania różnych różności. Proszę. Gdy Kłapouchy obejrzał baryłeczkę, był bardzo wzruszony.
- Ach! - powiedział. - Myślę, że mój Balonik zmieści się akurat w tej Baryłeczce.
- O, nie, Kłapouszku - rzekł Puchatek. - Baloniki są o wiele za duże, żeby mieściły się w baryłeczkach. Baloniki trzyma się na sznurku.
- Ale nie mój - powiedział dumnie Kłapouchy. - Spójrz, Prosiaczku! I gdy Prosiaczek ze smutną miną rozglądał się dookoła, Kłapouchy wziął balonik w zęby i ostrożnie włożył go do baryłeczki. Potem znów wyjął go z baryłeczki i znów położył na ziemi. A potem jeszcze raz go podniósł i jeszcze raz włożył
ostrożnie z powrotem.
- Ależ tak! - rzekł Puchatek. - Wchodzi doskonale.
- Nieprawda? - powiedział Kłapouchy. - Wchodzi i wychodzi doskonale.
- Bardzo się cieszę - rzekł Puchatek uszczęśliwiony- że podarowałem ci Praktyczną Baryłeczkę, w której można przechowywać Różne Różności.
- Bardzo się cieszę - powiedział Prosiaczek uszczęśliwiony - że podarowałem ci coś, co można włożyć do Praktycznej Baryłeczki.
Lecz Kłapouchy nie słuchał. Wkładał balonik i wyjmował go z powrotem, szczęśliwy jak jeszcze nigdy w życiu.
- A czy ja mu nic nie dałem na urodziny? - zapytał Krzyś smutnym głosem.
- Oczywiście że dałeś - odparłem. - Czy już nic nie pamiętasz? Dałeś mu małe - małe...
- Pudełko z farbami do malowania rozmaitych rzeczy.
- A widzisz...
- A dlaczego nie dałem mu tego z rana?
- Bo musiałeś przygotować podwieczorek dla solenizanta. Był na tym podwieczorku torcik z kremem i trzema świeczkami, z wypisanym na wierzchu różowym lukrem imieniem i...
- Ach, prawda, przypominam sobie - powiedział Krzyś."


N. opowiada jak wcześnie rano spotkał przyjaciół Kubusia Puchatka i pyta dzieci czy wiedzą
Kto to był?
DZ. Wymieniają ( Krzyś, Prosiaczek, Pan Sowa, Kłapołuchy, Tygrysek, Królik)
N. zdradza tajemnicę przyjaciół którzy poszli do Stumilowego Lasu przygotować niespodziankę dla Kubusia i jednocześnie pyta dziewiczy też możemy zrobić Kubusiowi niespodziankę, ponieważ widziałam Kubusia dziś i był bardzo smutny. Czy Wy też go widzieliście?
DZ. Odpowiadają, że nie widziały Kubusia dziś.
N. Więc zawołajmy go tutaj wspólnie niech przyjdzie do nas
N, Dz. Wołają Kubusiu, Kubusiu, Kubusiu
Przedszkola wychodzi Kubuś Puchatek lecz jest bardzo smutny
N. zadaje mu pytanie „Kubusiu, czy nam się wydaje, czy jesteś smutny?”
Kubuś odpowiada „ Jestem, jestem, bo bo .... Bo wszyscy zapomnieli, że mam dziś święto!”
N. zwraca się do dzieci, które mają na głowach czapki urodzinowe, a plac przedszkolny jest udekorowany balonami i bibułą. „Dzieci czy wy też zapomniałyście o tym święcie?”
Dz. odpowiadają, że NIE
N. mówi, że tak też myśli, bo dzieci są przebrane i zaprasza do wspólnych zabaw z dziećmi Kubusia Puchatka. Jednak przed rozpoczęciem zabaw zaśpiewajmy coś Kubusiowi
DZ. i N. śpiewają Hymn Przedszkola „Oto śmieszny gruby miś”
4. Po odśpiewaniu hymnu zapraszamy do konkurencji gr.” Puchatków”
- Przenoszenie wody w kubeczkach na czas, mierzenie wody w miarkach
- Zabawa ruchowa przy piosence „Gdy poczujesz szczęścia smak”
- Gr. „Pszczółek” (noski- skimoski), pomalowane nosy u 2 dzieci różnymi kolorami pomadek na czas dotykają jak najwięcej dzieci w noski ( 5min)
- Zabawa ruchowa przy piosence „ Jedna łapka, druga łapka”
- Gr.”Króliczki” i Gr. „Tygrysków”- papierowe spaghetti – rwą kolorowe gazety w paski a następnie doklejają jeden do drugiego tak by powstał dłuuuuuugi makaron ( czas 5 min)
- Zabawa ruchowa przy piosence „ Jest taki miś wesoły miś”
- Gr. „Maleństwa” toczenie piłki po trawie na wyznaczony kolor – utrwalanie nazw kolorów
- Zabawa ruchowa przy piosenkach „Idzie zuch”, „Lambada”, „Dwóm tańczyć się zachciało”, „Moja Julijanko”, „Ojciec wergiliusz”
5. Kubuś dmucha świeczki na torcie
6. Słodki poczęstunek
7. Malowanie buzi
8. Kręcenie postaci z balonów
9. Dyskoteka w przedszkolu – Dzień otwartych sal


Opracowały: mgr Jadwiga Smirnow
Elżbieta Majewska

O nas | Reklama | Kontakt
Redakcja serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treść publikacji, ogłoszeń oraz reklam.
Copyright © 2002-2024 Edux.pl
| Polityka prywatności | Wszystkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikacji posiadają autorzy tekstów.