Na ulicy Pięciokrotnej leżała sobie pani Kałuża.
- Deszczysta pogoda, nie? – zapytała wiatru.
- Szkoda pogody, zabiorę Panią nad rzekę. – zaproponował wiatr.
- Nie, poczekam tu sobie.
- Jak nie, to nie! – odpowiedział wiatr i popędził nad rzekę.
Przybiegł piesek Burek. Chciał się napić z kałuży.
- Sio, Burku! Nie wypijaj mnie!!! – krzyknęła pani Kałuża.
Burek zamachał ogonem i pobiegł w swoją stronę.
Przybiegła Dorotka. Na nogach miała kalosze w groszki. Tupała, tupała i rozchlapała prawie całą wodę z kałuży.
Po chwili wyjrzało słońce. Zagrzało i pani Kałuża zniknęła.