Kryzys rodziny oczami nastolatków
Kto był lub jest w związku, ten wie, jak niezwykle trudno jest go utrzymać w dobrej formie. I niby podejmując decyzję o byciu razem zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy różni, to założenie jest takie, że będzie nam razem dobrze. Rzeczywistość jednak często nas przerasta i to, co miało dawać radość i przynosić satysfakcję, okazuje się szare, codzienne i byle jakie, a problemy dnia codziennego nie do przebrnięcia. Entuzjazm sprzed ołtarza znika i czar pryska. W czym zagrzebały się nasze oczekiwania i nadzieje? Czyżby porażka była wpisana w trwałość większości związków?
Dużo mówi się ostatnio o kryzysie współczesnej rodziny. Autorytety z różnych dziedzin, w tym przedstawiciele Kościoła zastanawiają się nad przyczynami wzrostu rozwodów. Pisane są mądre dokumenty, analizy, robione zestawienia, w telewizji wypowiadają się rzesze specjalistów, a ton tych wszystkich wypowiedzi jest jeden: „Uważaj Kowalski, ty też masz duże szanse na to, że twój związek się rozpadnie”. Nie chcę przytaczać tu pompatycznych wypowiedzi, których już sam język odstrasza. Jako wychowawcę ciekawiło mnie, jak kryzys rodziny postrzegają 14 – tatkowie, a wypowiedź ta jest zbiorem ich przemyśleń na ten temat.
Kryzys. Przyczyny kryzysu.
Według definicji „kryzys (sytuacja kryzysowa) jest kulminacją konfliktów w różnych dziedzinach życia społecznego” w tym rodzinnego; jest to „okres przełomowy, rozstrzygający, objawiający się zazwyczaj silnym pogorszeniem się sytuacji” w takim momencie decyduje się los rodziny. Kryzys może postępować dalej, aż do rozpadu związku, może ulec modyfikacji czy po prostu zostać zażegnany. W opinii gimnazjalistów synonimami kryzysu rodziny są: kłótnie (60% wypowiedzi), rozwód i nałogi (55%) oraz brak pieniędzy (40%). Do pokrewnych określeń zaliczono również: brak szacunku, zaufania, zaangażowania w życie rodzinne; przemoc wobec członków rodziny, brak pracy i zdrady małżeńskie. Młodzież trafnie zauważa, że w sytuacji kryzysowej rodzina się „rozwala”, a żaden z jej członków nie chce już spędzać czasu w domu. Dzieci w takich związkach nie mają poczucia bezpieczeństwa, doskonale wyczuwają, że coś jest „nie tak”, ich zdaniem brakuje miłości i szczerości między jej członkami.
Do najczęstszych przyczyn kryzysu rodziny uczniowie zaliczyli brak pracy i funduszy na życie, nałogi – w tym najczęściej wymieniany alkoholizm - oraz zdrady małżeńskie. Wymieniano również: brak tolerancji, śmierć członka rodziny, obojętność wobec małżonków nawzajem, i co gorsze, wobec dzieci i ich spraw.
Prawdą jest, że nasze oczekiwania wobec partnerów i dzieci są często wygórowane. Nadmiar zajęć i obowiązków, które sami sobie narzucamy, presja środowiska powodują w nas permanentną frustrację przenoszoną na domowy grunt. Pęd spraw powoduje, że udziela nam się również w domu, chcemy, by wszystko „chodziło jak w zegarku” i na dodatek właśnie po naszej myśli. Zapominamy, ze rodzina jest żywym organizmem, gdzie każdy z jej członków chciałby, żeby było dobrze - ale ze swojego punktu widzenia, a te mają prawo być odmienne. Nasi partnerzy nie szukają w domu kolejnych zadań do wykonania - żona/mąż szukają ciepła, zrozumienia i akceptacji. Dom to miejsce – odskocznia, nasz azyl, miejsce, gdzie można zwolnić i gdzie powinniśmy się czuć komfortowo. A życie często pokazuje, że jest inaczej. I jak tu normalnie żyć? Czasem warto przymknąć oko, „dać na luz”, bo bez umytych naczyń, posprzątanego pokoju czy poukładanych chronologicznie gazet świat też będzie się kręcił. Jedna z dziewcząt zaznaczyła, że nie należy oczekiwać zbyt wiele od innych, a wtedy przy braku rozczarowań osiągniemy szczęście.
Kryzys rodziny i jej szczęście
Zaskakującym jest fakt, że zdecydowana większość uczniów stwierdziła, że więcej jest rodzin dotkniętych kryzysem (70% wypowiedzi). Tylko 20% było zdania, że więcej jest szczęśliwych związków, reszta uznała, że obie liczby kształtują się na podobnym poziomie. Fakty mówią same za siebie: w roku 2008 statystycznie co czwarta para w Polsce rozwiodła się - na 258 tyś. zawartych małżeństw przypadało 66 tys. rozwodów! W mieście wskaźnik ten wyniósł 34% na wsi zaś 13%. W ostatnim dwudziestoleciu liczba rozwodzących się par wzrosła o 7% (z 18% na 25%). Najgorszy wynik pod względem rozpadu zalegalizowanych związków w miastach zanotowano w 2005 roku – aż 43%. Przegląd danych dotyczący zawieranych małżeństw, rozwodów i separacji ilustruje poniższy wykres.
Można spekulować na temat tego, jak sytuacja będzie się miała za kolejne dwadzieścia lat. Prawdą jest, że żyjemy coraz szybciej, wymagania co do jakości życia rosną, a i nam wydaje się, że od życia nam się tylko należy. Analizując zaś dane z ostatnich lat, można zakładać, że w 2030 co trzecia para będzie się rozwodzić lub zupełnie niemodne stanie się zakładanie rodziny a rzeczą naturalną stanie się wychowywanie dzieci przez singli. Wróćmy jednak do sytuacji obecnej.
Opracowano na podstawie: Ludność. Stan i struktura w przekroju terytorialnym. Stan w dniu 31.12.2008r., GUS, Informacje i opracowania statystyczne, Warszawa 2009, s. 154-155.
Uważając kryzys rodziny za rzecz powszechną, młodzież jednocześnie twierdzi, że poważnego kryzysu można uniknąć – tak wypowiada się ponad połowa pytanych. Zauważają oni, że kryzys to sprawdzian, bo ludzie nie są idealni, a życie toczy się tak a nie inaczej, dlatego też z pewnymi rzeczami sobie nie radzimy. Udany związek nie jest darem niebios i najzwyczajniej w świecie trzeba na niego zapracować. Gwarantem szczęścia rodziny w opinii nastolatków jest miłość, troska o siebie nawzajem i pieniądze. Miłość, troska? – w porządku, ale pieniądze! Jedną ze wskazywanych już przyczyn kryzysu jest brak pracy, a co za tym idzie brak funduszy na życie. To na pewno rodzi problemy sprzyjające kłótniom w domach. Niedobór środków finansowych powoduje, że rodzice coraz więcej pracują. Będąc w pracy, nie ma ich w domu i nie mogą poświęcać czasu dzieciom i partnerowi. Więzi słabną, nie ma siły ani ochoty na robienie dobrej miny do złej gry i zaczyna się... kryzys.
Podstawą wszelkich kontaktów społecznych jest dobra komunikacja. Niedomówienia, domysły i insynuacje powodują, że rzeczywisty obraz jakiejkolwiek rzeczy ulga deformacjom. Nie wiadomo, czemu partnerzy unikają, czy też porzucają szczere, konstruktywne rozmowy, zamykając się w sobie i skrywając prawdziwe odczucia. To jest powodem rozgoryczenia i kolejnych kłótni. Rozmowy o swoich emocjach, ważnych dla nas wartościach budują zaufanie i przyjaźń, sprzyjają wsparciu i właśnie te wskaźniki są najczęściej (70%) wymieniane przez uczniów, by rodzina mogła być szczęśliwa. Należałoby dodać do tego wiarę w Boga, która obok miłości postrzegana jest jako wartość uniwersalna i ponadczasowa.
Nastolatek a kryzys rodziny
Nastolatek (chciałoby się rzec - modelowy gimnazjalista) to taki ni pies ni wydra – ni dziecko ni dorosły. Zaczyna poszukiwać swojej drogi życiowej, pytać siebie o to, kim jest i jakie jest jego miejsce na ziemi. Niezwykle krytyczny w swoich poglądach na świat dorosłych zaczyna mieć odrębne zdanie. Rozchwiany emocjonalnie, wrażliwy - choć często szorstki w obyciu. „Nastolatek – dziecko” wierzy, że dobrze się ucząc, będąc grzecznym, nie dając powodów do zmartwień (50% wypowiedzi), spowoduje, że rodzina uniknie kryzysu. Upraszczając - wini siebie za złą sytuację w domu. „Nastolatek – dorosły” jest przekonany, że może wesprzeć rodziców w trudnych momentach lub też twierdzi, że to oni sami powinni dojść do porozumienia, a mieszanie się w sprawy dorosłych nie leży w jego gestii.
Jedno jest pewne, sytuacje kryzysowe z punktu widzenia wszystkich członków rodziny są szczególnie przykre i przygnębiające, ale też z definicji wpisane w życie każdego z nas. Konflikty są wszechobecne i nieuniknione. Radzimy się przyjaciół, czytamy poradniki, przechodzimy kolejne rekolekcje i ciągle to szczęście nam umyka – coś nam nie wychodzi. Spójrzmy na konflikt jako zjawisko, które wymaga od nas zmian, podejmowania wyzwań i postanowień. Konflikty powinny wzmacniać związki i je ulepszać. Wycofanie i rezygnację zastąpmy twórczym poszukiwaniem rozwiązań konfliktu, gdyż ten, nie zażegnany przerodzi się w kryzys i może skończyć się dla związku katastrofą. Czego ani Państwu ani sobie nie życzę.
Izabela Stępień – wychowawca, nauczyciel, mediator.