Ocalić od zapomnienia
SCENARIUSZ MONTAŻU SŁOWNO – MUZYCZNEGO
Z OKAZJI
ROCZNICY ŚMIERCI JANA PAWŁA II
LUB DNIA PAPIESKIEGO
(Dekoracja. Napis duży: Ocalić od zapomnienia, portret J. P II, dużo kwiatów doniczkowych, ciętych)
NAGRANIE: Piosenka: Musicie być mocni - Karamba
PROWADZĄCY
... odszedł do Domu Ojca. Ale wciąż żyje. Żyje we wspomnieniach osób najbliższych i w pamięci miliardów ludzi. Żyje poprzez swoje nauczanie i w dziełach, które pozostawił. Żyje w cudach i uzdrowieniach, które dokonują się za Jego wstawiennictwem. Ale przede wszystkim żyje w wierze i miłości, którą zasiał w sercach ludzkich.
Ale czy żyje w Tobie???
2 kwiecień 2005r. Jego odejściu towarzyszyła modlitwa miliarda ludzi. Za trumną szedł cały świat zamykając epokę życia tego Świętego Człowieka.
Co pozostało w Tobie z tamtych chwil? Z postanowień, które podjąłeś? Czy poznajesz i żyjesz nauczaniem Ojca Świętego? Czy Jego osoba jest żywa w Tobie? A może przyprószył ją kurz codziennych obowiązków, zajęć?
Dziś na nowo chcemy rozpalić w sobie miłość do naszego ukochanego Ojca Świętego. Miłość, która na pewno iskrzy się w każdym młodym sercu. My pokolenie JP 2 chcemy dziś uczcić rocznicę śmierci tego wielkiego przyjaciela młodzieży poprzez wspólny śpiew, refleksję, zadumę.
PIOSENKA: Pokolenie (Kombii)
PROWADZĄCY
Jego odejście było wielką lekcją: wprawdzie trudną ale pełną miłości, pokory, wiary. Lekcją jak przyjmować cierpienie, jak przeżywać śmierć... ale przede wszystkim jak ufać... Jak ufać Bogu w każdej sytuacji a zwłaszcza w tych najtrudniejszych. A oto jak tą chwilę zapamiętał osobisty sekretarz i przyjaciel Jana Pawła II kardynał Stanisław Dziwisz.
NARRATOR: ( czyta ) Kard: Stanisław Dziwisz – Świadectwo s.228 – 230
lub ArturoMarii – Do zobaczenia w raju s.9-15
PIOSENKA: Na wieki (Zespół: Odpowiem)
OJCIEC
Dopóki mogłeś
jechałeś wszędzie
gdzie ktoś potrzebował
ojcowskiej troski
pouczenia
pocieszenia
Gdy umierałeś
Twoje dzieci
stanęły u wezgłowia
by Cię otulić modlitwą
Na placu
prawie stutysięczny tłum
szeptał słowa Różańca
modliły się kościoły
cerkwie meczety synagogi
rozgłośnie radiowe i telewizyjne
gazety i ulice
kibice i piłkarze na stadionie
po przerwanym meczu
Najdalsi ludzie
zobaczyli nagle
jak byłeś im bliski
Ojcze Świata
POSŁANIE
Gdy sądy i rządy
ustalają że chorego
trzeba usunąć
bo jest dla bliskich
i samego siebie
niepotrzebnym balastem
Ty
zwołujesz świat cały
do swego posłania
by przez nieposłuszne już gardło
powiedzieć ostatnie słowa
„Szukałem was
teraz przyszliście do mnie
i za to wam dziękuję
Amen”
Tak Ojcze
teraz są wszyscy
przy Twoim posłaniu
Urbi et Orbi
ostatnia katecheza
dokonana konaniem
PRZY ZAMKNIĘTEJ TRUMNIE
Tego dnia
Na Placu Świętego Piotra
Rzymski wiatr
Niecierpliwie przerzucał kartki Ewangelii
Na Twojej trumnie
Jakby chciał znaleźć słowa pocieszenia
Dla milionów pielgrzymów
Którzy przyszli Cię pożegnać
Na każdej karcie
Znajdował nadzieję zmartwychwstania
W końcu zamknął Ewangeliarz
Jak dobry Bóg w święto Miłosierdzia
Zamknął księgę Twojego żywota
A kolejny podmuch
Nadzieję razem z modlitwami
Oklaskami
I słowami „ santo subito”
Jak z dymem kadzideł
Poniósł do nieba
Skąd błogosławisz
„Urbi et Orbi”
już przez otwarte okno
Domu Ojca.
ŚWIĘTY, ŚWIĘTY, ŚWIĘTY
Niesamowity i niepojęty.
Jednym skinieniem dłoni
Pokój nam wskazał, odsłonił.
Jednym tak prostym zdaniem,
Tłumił gniew i nienawiść.
Świecąc swym powołaniem,
Wskazał, jak duszę wybawić.(...)
Przemierzył cały świat.
Wrogowi swemu przebaczył,
Tak jak przebacza brat.
Oziębłe serca rozgrzewał,
W ogień przemieniał lód.
Świat cały głośno Mu śpiewa,
Zakwita nam w sercach cud.
Wiarę obudził w nas silną,
Znów rośnie jak zboża łan
W radości, w nadziei, w pokoju.
ANIOŁY POLSKIE ANIOŁY
Z Piotrowego placu
Coście osiadły Rzym jak orły
Z polskimi prawdziwymi Łazami
Co zamiast skrzydeł
Miałyście sztandary
Coście wołały jak zranione ptaki
I nie mogłyście wysoko ulecieć
Coście się bały jutra czyli pustki
Anioły polskie, nie do końca białe
Nie płaczcie wstańcie chodźmy
Wróćcie do gniazda i miejcie ufność
W Bożym Miłosierdziu.
(Wiersze pochodzą z Papieskiej Kolekcji Niedzieli nr11)
Każda osoba po deklamacji stawiała świeczkę lub kwiaty przed papieską dekoracją .
PIOSENKA: Mój ląd (Trzecia Godzina Dnia)
PROWADZĄCY
Jan Paweł II był i pozostaje dla nas Ojcem.
On sam ojcostwo doskonale rozumiał, najpierw sam go doświadczając, później jako papież będąc niejako ojcem całego świata w sposób bezprecedensowy. W dramacie, który napisał w 1964 r. Promieniowanie ojcostwa, ukazuje dojrzewanie człowieka do ojcostwa jako jedynej drogi wiodącej najpierw do siebie, a później do Boga.
(fragment. Promieniowania ojcostwa – recytacja)
PIOSENKA: Ostatni rejs (na melodię Barki)
PROWADZĄCY
„Nie ma lepszego od Jana Pawła II” - skandowali polscy kibice w czasie ogromnych plenerowych modlitw zorganizowanych tuż po śmierci polskiego papieża. I tak zrodził się pomysł... Lolek to rapowana biografia Karola Wojtyły.
Tą piosenką chcemy zakończyć te chwile zadumy, refleksji, wspomnień....
PIOSENKA: Lolek (Magda Anioł)
PROWADZĄCY – Prosimy o powstanie
Na zakończenie odmówmy modlitwą o kanonizację bł. Jana Pawła II.
NARRATOR
Boże w Trójcy Przenajświętszej,
dziękujemy Ci za to, że dałeś Kościołowi
Papieża Jana Pawła II,
w którym zajaśniała Twoja ojcowska dobroć,
chwała krzyża Chrystusa i piękno Ducha miłości.
On, zawierzając całkowicie Twojemu miłosierdziu
i matczynemu wstawiennictwu Maryi,
ukazał nam żywy obraz Jezusa Dobrego Pasterza,
wskazując świętość, która jest miarą życia chrześcijańskiego,
jako drogę dla osiągnięcia wiecznego zjednoczenia z Tobą.
Udziel nam, za jego przyczyną, zgodnie z Twoją wolą, tej łaski,
o którą prosimy z nadzieją,
że Twój Sługa Papież Jan Paweł II,
zostanie rychło włączony
w poczet Twoich świętych.
Amen.
ZAŁĄCZNIKI
1. KARD. STANISŁAW DZIWISZ - ŚWIADECTWO
Nastała sobota, 2 kwietnia.
Pragnąłbym potrafić przypomnieć sobie naprawdę wszystko.
W pokoju panowała atmosfera wielkiej pogody ducha. Oj¬ciec Święty pobłogosławił korony przeznaczone dla wizerun¬ku Matki Bożej Częstochowskiej w Grotach Watykańskich, a kolejne dwie do wysłania na Jasną Górę. Potem pożegnał się z najbliższymi współpracownikami, kardynałami, prałatami z Sekretariatu Stanu, kierownikami poszczególnych urzędów, pragnął pożegnać się także z Francesco, odpowiedzialnym za porządek w apartamencie.
Nadal był całkiem przytomny i choć mówił z wielkim tru¬dem, poprosił, aby przeczytano mu Ewangelię świętego Jana. Nie była to nasza sugestia, to on wyraził takie życzenie. Rów¬nież ostatniego dnia, jak to czynił przez całe życie, pragnął kar¬mić się słowem Bożym.
Ksiądz Styczeń zaczął czytać tekst świętego Jana, jeden roz¬dział za drugim. Przeczytał dziewięć rozdziałów. W książce zo¬stał zaznaczony punkt, w którym zatrzymała się lektura, i punkt, w którym zgasło jego życie.
W tym ostatnim momencie ziemskiej wędrówki Ojciec Święty stał się ponownie tym, kim był zawsze, człowiekiem modlitwy. Człowiekiem Bożym, głęboko zjednoczonym z Pa¬nem, dla którego modlitwa stanowiła nieprzerwanie funda¬ment egzystencji. Gdy miał się z kimś spotkać czy podjąć waż¬ną decyzję, napisać dokument czy udać się w podróż, najpierw zawsze rozmawiał z Bogiem. Najpierw się modlił.
Także i tego dnia, zanim wyruszył w swą ostatnią wielką podróż, przy wsparciu obecnych przy nim osób odmówił wszystkie codzienne modlitwy, przeprowadził adorację, me¬dytację, antycypując nawet niedzielną liturgiczną Godzinę Czytań.
W pewnej chwili siostra Tobiana dostrzegła jego spojrzenie. Zbliżyła ucho do jego ust, a on ledwo słyszalnym głosem wy¬szeptał: „Pozwólcie mi odejść do Pana". Siostra wybiegła z pokoju, chciała podzielić się z nami tym, co powiedział, ale zano¬siła się od płaczu.
Dopiero później pomyślałem: to wspaniale, że swe ostatnie słowa skierował do kobiety.
Około godziny 19.00 Ojciec Święty zapadł w śpiączkę. Po¬kój oświetlał jedynie blask zapalonej gromnicy, którą on sam poświęcił 2 lutego podczas uroczystości Matki Bożej Grom¬nicznej.
Plac świętego Piotra i przylegające do niego ulice zapełniały się tłumem. Było coraz więcej ludzi, przede wszystkim stale przybywało młodzieży. Ich okrzyki „Giovanni Paolo!" i „Viva il Papa!" docierały aż do trzeciego piętra. Jestem przekonany, że on także je słyszał. Nie mógł nie słyszeć!
Zbliżała się godzina 20.00, gdy niespodziewanie poczułem wewnętrzną potrzebę odprawienia Mszy świętej! Tak też uczy¬niliśmy wspólnie z kardynałem Marianem Jaworskim, z arcy¬biskupem Stanisławem Ryłko i dwoma polskimi księżmi - Ta¬deuszem Styczniem i Mieczysławem Mokrzyckim. Była to Msza święta poprzedzająca niedzielną uroczystość Bożego Mi¬łosierdzia, tak drogą Ojcu Świętemu. Nadal czytaliśmy Ewan¬gelię świętego Jana: „Jezus przyszedł, choć drzwi były zamknię¬te, stanął pośrodku nich i rzekł: «Pokój wam!»..." W chwili Ko¬munii świętej zdołałem jako wiatyk podać mu kilka kropli Naj¬świętszej Krwi Chrystusa.
Nadeszła godzina 21.37. Zorientowaliśmy się, że Ojciec Święty przestał oddychać. I wtedy zobaczyliśmy na monitorze, że jego wielkie serce po kilku jeszcze uderzeniach przestało bić.
Profesor Buzzonetti pochylił się nad nim i spoglądając na nas wyszeptał: „Powrócił do domu Ojca".
Ktoś zatrzymał wskazówki zegara.
A my, jednocześnie, niczym na rozkaz, zaczęliśmy śpiewać Te Deum. Nie Requiem, gdyż nie była to żałoba, ale Te Deum. W podziękowaniu dla Boga za dar, jaki nam przekazał, za dar w osobie Ojca Świętego, Karola Wojtyły.
2. ARTURO MARII – DO ZOBACZENIA W RAJU
Czy myślisz, że naprawdę miał zamiar przygoto¬wać was do swojej śmierci?
Jestem tego pewny. Tak jak jestem pewny, że nie można mówić wyłącznie o zamiarze, lecz o prawdziwej trosce, jaką otaczał swoich współpracowników i przyjaciół.
W jaki sposób przygotował ciebie?
W dniu Jego śmierci zadzwonił do mnie arcy¬biskup Stanisław Dziwisz, sekretarz Ojca Świętego. Nie widziałem Papieża od trzech dni. Rozumiałem, że jest to chwila, kiedy mogę wyłącznie przeszkadzać. Gdy taki człowiek rozstaje się z życiem, co niby miał¬bym robić przy Jego łóżku? W takich wypadkach na pewno lepiej się modlić, niż błyszczeć tam, gdzie nie trzeba... Kiedy arcybiskup Dziwisz wezwał mnie i powiedział: „Ktoś chce spotkać się z tobą", nie zrozu¬miałem, co ma na myśli. Tak czy inaczej, odpowie¬działem: „Już idę", i poszedłem w stronę apartamentu Papieża. Spotkaliśmy się w drzwiach windy, spojrzeli¬śmy sobie w oczy. Byliśmy członkami tej samej rodzi¬ny, żyliśmy razem, jedliśmy razem, podróżowaliśmy, śmialiśmy się, cierpieliśmy razem... Bez słowa, delikat¬nie wziął mnie za rękę, poprowadził przez korytarz i dopiero na końcu, kiedy skręciliśmy w lewo, zrozu¬miałem, że idziemy do pokoju Ojca Świętego...
...Ojciec Święty leżał na łóżku, na lewym boku. Oczy miał bardzo pogodne, łagodne, wręcz uśmiechnięte. Jego wzrok był niezwykły, nierzeczywisty... Arcybiskup Dziwisz powiedział: „Ojcze Święty, przyszedł Arturo". Papież z wielkim spokojem odwrócił się na wznak i kie¬dy mnie zobaczył, oczy Mu się rozszerzyły. Jego spoj¬rzenie i uśmiech tak bardzo promieniowały dobrocią, że byłem wręcz porażony. Powiedział: „O, Arturo", ja ukląkłem, wziąłem Go za rękę, pogłaskałem ją, pocało¬wałem. On patrzył na mnie wciąż z tym samym uśmiechem, aż w pewnej chwili powiedział: „Dzięku¬ję", powtórzył to jeszcze raz, znów odwrócił się na lewy bok i zamknął oczy. Widząc Jego pogodną, uśmiech¬niętą twarz, można było odnieść wrażenie, że udaje się na spotkanie, na które czekał od dawna... Wybiegłem z pokoju. W pomieszczeniu obok wybuchłem pła¬czem, lekarz Papieża doktor Buzzonetti przyniósł mi krzesło, podał szklankę wody. Płakałem nie z rozpaczy, lecz z nadmiaru uczuć. Nie byłem zrozpaczony, ponie¬waż On sam był nieprawdopodobnie pogodny.
Czy wiedziałeś, że umiera? Że już nie wróci do zdrowia?
Po tym spotkaniu byłem pewny, że są to ostatnie godziny Jana Pawła II. Jego oczy były nazbyt wypełnione miłością, nazbyt nierzeczywiste. Jego spojrze¬nie nie należało już do tego świata. To było to samo spojrzenie, które widziałem u Niego podczas mszy świętej, przed podniesieniem hostii. W takich mo¬mentach zmieniał się, stawał się kimś innym. Wyglą¬dało to tak, jak gdyby unosił się nad ziemią, jak gdy¬by przebywał w jakimś ponadnaturalnym stanie, wy¬miarze. Przypomniałem sobie, że Jego wzrok często nabierał takiego wyrazu podczas podróży do Ziemi Świętej, zwłaszcza w Ogrodzie Oliwnym...
...W ciągu tych kilku minut przypomniałem sobie wiele rzeczy, słów i obrazów. Powiązałem różne chwile i pojąłem o wiele więcej niż w ciągu całego dotychcza¬sowego życia. Zrozumiałem też, że wezwał mnie nie tylko po to, żeby powiedzieć „dziękuję" lub żeby mnie zobaczyć, lecz przede wszystkim po to, żeby mnie wes¬przeć. By dać mi pewność, że nie boi się śmierci, że dla Niego jest to szczęśliwe święto, wędrówka na spotkanie z Panem. On nigdy nie mówił dużo o uczuciach. Wyra¬żał je wzrokiem, gestem - kładąc rękę na ramieniu, zaciskając ją na barku. Tak samo wtedy, 2 kwietnia, w obliczu śmierci, prawie bez słów, poprzez samą tro¬skę o mnie powiedział, że naprawdę mnie kocha. Kochał mnie, więc czuł się odpowiedzialny za mój stan ducha po swoim odejściu. I wezwał mnie, bo chciał mi pokazać, że śmierć jest pogodnym przejściem, drogą prowadzącą do znacznie ważniejszego spotkania. Po¬traktował mnie naprawdę jak syna.
Uważałeś Go za swojego ojca?
Tak. I powiem ci, że widząc, jak umiera, zrozumia¬łem do głębi, co znaczy ojcowska miłość. W tym momencie, który był dla mnie chwilą wielkiego doj¬rzewania, chwilą, w której zrozumiałem tak wiele, powiązałem Jego pragnienie, by przekazać mi swój spokój, ze śmiercią mojego naturalnego ojca.(...)
Pewnie wyda ci się to dziwne, że porównuję Ojca Świętego do ojca ziemskiego, a uśmiech Papieża, któ¬ry umiera w Pałacu Apostolskim, do uśmiechu moje¬go taty, który umiera z papierosem w ustach. Ale nic na to nie poradzę - w uśmiechu jednego i drugiego widzę teraz tę samą ojcowską miłość. Pragnienie, by pozostawić syna w spokoju ducha, by mu poka¬zać, że śmierć jest przejściem do nowego życia, chwi¬lą wytchnienia po długim i trudnym życiu. Jan Pa¬weł II nigdy się nie oszczędzał, tak samo jak mój ojciec. Tata był sanpietrino, czyli pracował w różnych sektorach tzw. fabryki św. Piotra, a - jak zwykło się mówić - praca w tej „fabryce" nie kończy się nigdy. Pracował w grotach, miał kości zniekształcone od ciężkiej roboty, a jednak umarł zadowolony...
...Mówię o tym wszystkim, żeby odpowiedzieć pre¬cyzyjnie na twoje poprzednie pytanie, czy po tylu łatach służby brakuje mi Ojca Świętego. Jak widzisz, sposób, w jaki odszedł z tego świata, w jaki pokazał mi swoje odejście, ujął ciężaru Jego nieobecności. Jeśli On był pogodny, tym bardziej pogodny mogę być ja... Lecz tutaj nie wyczerpuje się moja odpowiedź, a przede wszystkim nie wyczerpuje się opis tego po¬czucia Jego ciągłej obecności, o którym wspomnia¬łem wcześniej. Po to, by ją uzupełnić, należy spojrzeć na nowego Ojca Świętego, na Benedykta XVI.
Nie wydaje mi się, bym kiedykolwiek w przeszłości stawiał sobie w jasny sposób pytanie, co będę robił po śmierci Jana Pawła II. Czy pozostawię służbę, czy też będę pracował z nowym papieżem... Być może po pro¬stu nie wyobrażałem sobie sytuacji, w której Jego by już nie było, więc uznawałem za oczywiste, że kiedy umrze Jan Paweł II, automatycznie przejdę na emery¬turę. Ale teraz, kiedy Ojciec Święty Benedykt XVI po¬prosił mnie, bym pozostał, czuję się prawie zaskoczo¬ny tym, iż rozpoczął się nowy pontyfikat. Jest to od¬czucie bardzo osobiste, więc trudno je wytłumaczyć, lecz patrząc na nowego papieża, widząc, w jaki sposób
się porusza, słysząc, jak mówi, odnoszę wrażenie, że jeszcze raz przeżywam chwile sprzed 27 lat, kiedy zo¬stał wybrany kardynał Karol Wojtyła. Żyję w przeko¬naniu, że On naprawdę wciąż jest w Watykanie i pro¬wadzi swojego starego przyjaciela i współpracownika. W słowach i czynach Benedykta XVI, człowieka o tem-peramencie tak różnym od temperamentu Jana Paw¬ła II, odnajduję wyrażenia i gesty papieża Wojtyły. Jest to wrażenie niemal materialne, namacalne, i nie potrafiłbym wyjaśnić go lepiej.
3. TEKSTY PIOSENEK
A) Musicie być mocni – Karramba
Z mojego serca i z serc moich fanów
Płyną łzy żalu do Watykanu
Drogi Ojcze nasz Ojcze Święty
Ból w naszych sercach jest niepojęty
Każdy Polak każdy ciebie kocha
Teraz każdy gdzieś za tobą szlocha
Drogi wujku czy my damy radę
Sami pokonać życiową autostradę
Nie wiadomo i tego się boimy
Co bez ciebie co teraz zrobimy
Ojcze Święty kto nas poprowadzi
Kto pokocha kto nigdy nie zdradzi jak ty
To się już nie zdarzy
Czujemy się słabi i zupełnie nadzy
My Polacy Ojca pozbawieni w smutku pogrążeni
(Słowa Jana Pawła II)
Musicie być mocni drodzy bracia i siostry
Musicie być mocni tą mocą którą daje wiara
Musicie być mocni mocą wiary
Karol Wojtyła przyjaciel Krakowa
Wielki kibic klubu Cracovia
Dla Karramby jedyny autorytet
Dla Polaków król Rzeczypospolitej
Ten największy nieskazitelny
Swym zasadom do końca wierny
Jego słowa to nasz elementarz
Który każdy dobrze zapamiętał
Musimy być mocni wielkie słowa
Każdy Polak w sercu je zachowa
Niechaj każdy słów tych się trzyma
Cała nasza polska rodzina
Bez podziałów tak jak sobie życzył
Miłość pokój każdy niech to ćwiczy
Ojcze Święty wieczne odpoczywanie racz ci dać Panie
Musicie być mocni drodzy bracia i siostry...
B) Pokolenie - Kombii
Rodzisz się-to znak.
Kocha cię ten świat.
Barwy dnia, twój krzyk
I barwy nocy.
Masz już parę lat.
Czujesz w co się gra:
Dobro, zło i śmiech
Prosto w oczy.
W bramie łyk jak skok
Kumple są, jest noc
Ona jest o krok,
Już dorosłeś.
Ref.
Każde pokoleniem ma własny czas.
Każde pokolenie chce zmienić świat.
Każde pokolenie odejdzie w cień.
A nasze? Nie!
Okres burz, Twój bunt.
Wolność ma jej biust.
Rzucasz dom,
By dom
Swój założyć.
Dziecka płacz przez sen,
Gorzki smak jej łez
I ta myśl,
By to
Godnie przeżyć.
Ref.
Każde pokolenie...
Każde pokolenie ma własny głos.
Każde pokolenie chce wierzyć w coś.
Każde pokolenie rozwieje się.
A nasze nie!
Droga na sam szczyt,
A tam nie ma nic.
Tylko ślady po
Pokoleniach...
Ref.
Każde pokolenie ma własny czas.
Każde pokolenie chce zmienić świat.
Każde pokolenie odejdzie w cień.
A nasze nie!
Każde pokolenie ma własny głos.
Każde pokolenie chce wierzyć w coś.
Każde pokolenie rozwieje się.
A nasze nie!
Nasze nie...
C) Na wieki – Odpowiem
Zostawiłeś w smutku nas
Lecz jaśnieje już twój blask
Bo silniejszy jest Chrystus Pan niż śmierć
W swych ramionach tuli Cię
Pokazałeś nam, że sens
Nawet w bólu wielkim jest
Gdy miłujesz bo
jeśli ufasz to
nie zawiedziesz nigdy się
Na wieki
Złożyłem w Panu całą nadzieję
On schylił się nade mną
I wysłuchał mego wołania
Wydobył mnie z dołu zagłady i z kałuży błota
A stopy moje postawił na skale
I umocnił moje kroki
I włożył w moje usta śpiew nowy
Na wieki.... Nie zawiedziesz nigdy się... Na wieki
Miłość jest twarda jak diament
D) Mój ląd - Trzecia Godzina Dnia
Twoje ręce to mój ląd, wiem nie utonę
Twoje ręce to mój brzeg, kiedy dokoła sztorm
Twoje ręce to mój ląd pokonam drogę
Do tych wyciągniętych rąk.
Czuję, że już blisko jest to wytęsknione
Wtulam się w ramiona Twe, kiedy dokoła chłód
Pierwsza gwiazda nieba gest, wskazuje drogę
Może dziś się zdarzy cud
Widzę Cię, jesteś tam, światło woła mnie
Ref:
Coraz bliżej Ciebie być, (tego pragnę)
Chociaż czasem trzeba iść (pod prąd)
Suchą stopą przejdę dziś (po tej wodzie)
Twoje ręce to mój ląd
Twoje ręce to mój ląd, (wiem nie utonę)
Twoje ręce to mój brzeg, (i obiecany dom)
Jedno miejsce wolne wciąż, (zaczeka na mnie)
Twoje ręce to mój ląd
Widzę Cię jesteś tam, (widzę Cię), słyszę głos znany
tak (słyszę głos), jesteś tam widzę Cię (jesteś tam)
światło woła mnie
Ref: Coraz bliżej...
[...]
Twoje ręce to mój ląd
Coraz bliżej Ciebie być, (tego pragnę)
Chociaż czasem trzeba iść (pod prąd)
wokalistka z wstawkami chóru
Suchą stopą przejdę dziś (po tej wodzie)
Twoje ręce to mój ląd
Twoje ręce to mój brzeg
Twoje ręce to mój ląd
E) Ostatni rejs (na melodię Barki)
Pana spotkałem nad brzegiem.
Gotów na połów serc słowem Bożym,
Poszedłem drogą życia i prawdy.
Ref: O Panie! Z Nieba na mnie spojrzałeś,
Ze wzruszenia nie wyrzekłem Imienia.
Cyprysowa barka czeka na brzegu,
Błogosławiąc, razem zaczniemy łów.
Byłem góralem z Wadowic,
Skarb ukryłem pod samiutkim sercem:
Dwie ręce, zapał, pot i samotność.
Ref: O Panie! Z Nieba na mnie spojrzałeś...
Ty potrzebowałeś oddania –
Pielgrzymowałem, nie bałem się kuli.
Szukałem młodych, a oni przyszli.
Ref: O Panie! Z Nieba na mnie spojrzałeś...
Dzisiaj odpływam do Ciebie
Z pełną siecią złowionych dusz ludzkich.
Ostatni rejs zwieńczony milczeniem.
Ref: O Panie! Z Nieba na mnie spojrzałeś...
F) Lolek- Magda Anioł
Wadowice- rok 20 Emi rodzi syna
Szkoła, teatr i kapłaństwo tutaj się zaczyna
Pierwsze mecze, pierwsze smutki, w gimnazjum klasówki
Po maturze z kolegami wypad na ,,Kremówki''
Ref.: Niema lepszego!, od Jana Pawła II /x2
Całą drogę życia oddał Lolek Swemu Panu
Wnet go droga ta zawiedzie aż do Watykanu
16 października 7 8 roku słyszy świat:
„Habemus Papa” i doznaje szoku
Ref.: Niema lepszego!, od Jana Pawła II /x2
13 maja cały świat oddech wstrzymuje
Ali w stronę Jana Pawła pistolet kieruje
Matka Boża miała tutaj plany widać własne
Totus Tuus i wszystko staje się zupełnie jasne
Ref.: Niema lepszego!, od Jana Pawła II /x2
2005 to kwiecień, Bóg sam decyduje
Świat się modli gdy Jan Paweł niebo obejmuje
Pontyfikat się nie kończy dobrze o tym wiecie
Papież dalej pielgrzymuje, lecz na tamtym świecie
Ref.: Niema lepszego!, od Jana Pawła II /x2
Kościół żyje i żyć będzie słowo Boga dane
Od wiek wieków klucze Piotra są przekazywane
Znów Habemus Papa słyszy świat i się raduje
Dzieło Jana Pawła Bene detto podejmuje
Ref.: Mamy nowego!, Benedykta XVI /x4
4. PROMIENIOWANIE OJCOSTWA – KAROL WOJTYŁA (FRAGMENT)
1.Historia mego ojca we mnie. Początek ginie w mroku
mojej dziecięcej duszy - długo zanim się zacznie wędrówka
za śladami jego obecności, naprzód bowiem była nieobecność.
Kiedy byłam małą dziewczynką, biegałam raźno po trawie,
zganiałam kury z podwórka, w łóżeczku sypiałam z misiem,
potem mi sprzykrzył się miś, więc odtąd sypiałam z lalą.
Zrywałam wiosną kwiatuszki dla kogoś, dla kogoś, dla kogoś...
Taty przy mnie nie było, nie było taty na ziemi.
Chcę mieć tatusia za ziemi bliziutko, blisko serca,
muszę go sobie wyszukać, wyłuskać z cichego obrazu
i z całej mojej nadziei urodzić, urodzić, urodzić...
Wiele razy zanosiłam kwiatuszki, gdy go nie było w pokoju,
stawiałam je na biurku i odchodziłam natychmiast.
Rozpozna moją obecność
po bukiecie, który w wazoniku pozostał przy jego książkach.
Pomyśli “jestem w jej sercu” i mnie w swoim sercu poszuka
choćby na chwilę.
Gdy byłam daleko - pisząc list zrywałam kwiatuszek
i wkładałam mu do koperty razem z kartką napisaną niezdarnie,
nie mam bowiem łatwości pisania i nie umiem tego wypowiedzieć,
co jest we mnie.
Lecz wszystkiego dowie się po kwiatku, który wraz z listem
przyniesie mu listonosz i razem z moimi myślami,
a zwłaszcza z sercem.
Czy w to uwierzysz?...
Gdyby ciebie nie było na ziemi, patrzyłabym z politowaniem
na album lat niemowlęcych - i tamta nie znałaby tej,
a ta snów tamtej. Wszystko byłoby rozbite,
nie stanowiło jedności - a przecież stanowi.
2. Historia mego ojca we mnie rozpoczyna się nieobecnością,
w której on stale być musiał, chociaż go wcale nie czułam.
Doskonale zespolona z matką nie wiedziałam, że kiedyś wybuchnie,
bo tkwi we mnie całej korzeniami jakby drugi równoległy pień.
Właśnie teraz dopiero dojrzałam: pień podwójny pośród tylu drzew
w lesie. Jakież bogactwo konarów i gałęzi, a w górze listowia,
wszystko rośnie z jednego systemu, korzenie są bowiem wspólne.
Tak rósł we mnie ojciec przez matkę,
a ja właśnie byłam ich jednością,
tym fragmentem w całokształcie drzewa, poprzez który rosną oba pnie.
Zdało mi się najzupełniej dziwne, że mam być fragmentem najgrubszym
(potem bowiem drzewo się rozszczepia na dwa pnie sobie równoległe,
a każdy z nich jest już cieńszy).
Patrzałam zatem zdumiona
na te myśli, które we mnie przeszły z rozdwojonego drzewa.
Tak rósł we mnie ojciec przez matkę - lecz ja długo go nie dostrzegałam,
nie odczułam, iż jest obecny, chociaż we mnie korzeniami tkwił.
3. Jakże bardzo cię kocham, mój ojcze,
dziwny ojcze, zrodzony w mej duszy,
Ojcze, który we mnie się urodziłeś, by mnie urodzić -
nie wiedziałam przez tyle lat, że tak bardzo we mnie się rozrosłeś,
nie znałam długo twej twarzy, ciepłych oczu, schylonego profilu,
aż do dnia, w którym skojarzyłam przeogromne pragnienie mej duszy
właśnie z tobą -
aż do dnia, w którym nieobecność musiała stać się obecnością,
bo ona była wcześniej -
Ojcze mój, ja walczę o ciebie. Bądź ty we mnie, jak ja chcę być w tobie.
4.Teraz jesteśmy w lesie, drzewa się pną,
ostatni trójkąt światła pozostawia zaciszną zatokę
pomiędzy wyspą konarów a drżącymi falami powietrza.
Wieczór lasu, mały wieczór lasu do wielkiego wznosi się wieczoru,
który zaraz wypełni nieboskłon -
kiedyż się to wypowie, co zawiera się w tobie i we mnie,
co zalega do głębi świadomość i chyba czeka na słowa?
Czy znajdziemy kiedyś będąc razem chwile dla takich słów,
które wynoszą na wierzch to, co naprawdę jest w głębi,
i jakoś sprawdzimy na co dzień istnienie tego, co jest?
Ten świat, który jest w tobie, odkrywam powoli i naraz:
to świat mojego ojca - jakże bardzo pragnę w nim być!
(nuci:)
(Ciemna uliczka wśród drzew i wiele jest takich ulic
i w wielu biegną kierunkach - któryż się z którym spotka? -
Już nie wiem, czy siedzisz w fotelu głębokim przy lampie z abażurem,
czy pochylony dorzucasz drew do ogniska.)
Te momenty wciąż się spotykają. Każdy jest ważny nad wyraz
przez jedną wspólną treść, jest ważny z powodu odbicia:
z niewidzialnych bowiem korzeni rozrosło się we mnie to wszystko,
co w sobie noszę dzisiaj.
5.No właśnie, mrok już dojrzał i ciemność stała się zupełna,
krawędzi drzew trudno oddzielić od całej reszty powietrza.
Jak się cieszę, że jesteś tu ze mną.
Siądziesz sobie zaraz w fotelu
ze mchu -
wszyscy też zaraz się zejdą, ognisko żywiej zapłonie,
będziemy popijać herbatę i suchary pogryzać z masłem
i konfiturą, potem będziemy śpiewać...
Jak to dobrze, że jesteś na świecie,
bo myślałam, że ciebie już nie ma, a potem myślałam “nie dotrę”,