"Żołnierz, poeta, czasu kurz"
Na głównej ścianie wisi hasło "Żołnierz, poeta, czasu kurz" oraz "Czas grozy i pogardy" .
W sali przygaszone światła, palą się tylko świece.
Na tle preludium Des- dur op. 28 nr 15 F. Chopina.
Uczeń czyta fragment biografii:
Narrator
Krzysztof Kamil należał do pierwszego pokolenia urodzonego w Ojczyźnie wolnej i niepodległej.
Urodził się 22.I.1921 o godzinie 6 rano.
Po ukończeniu 6 lat został uczniem w szkole, w której pracowała jego matka.
Nauczycielka przeszłego poety, Władysława Cuszlak, po latach powiedziała: "Krzyś z natury był szalenie uczuciowy, nerwowy, kapryśny (...) odnosiłam wówczas wrażenie, że zostanie malarzem"
Podobno opowiadał jej fantastyczne bajki, które barwnie ilustrował. Starał się pięknie pisać. Bardzo lubił rysować.
W szkole był tak zwanymśredniakiem. choć nie miał szczególnych trudności z żadnym przedmiotem, na jego świadectwach szkolnych więcej figurowało "trójek" niż innych stopni. jako ciekawostkę warto dodać, że na jednym z zachowanych świadectw nawet postępy z języka polskiego ocenione zostały jako "dostateczne". Konsekwentnie za to przez cały czas pobytu w szkole miał bardzo dobre wyniki z rysunków.
zdał maturę w 1939 roku i radosny jak ptak, uwolniony od jarzma obowiązków uczniowskich, wyjechał z kilkoma kolegami do wielokrotnie już przez niego odwiedzanej Bukowiny Tatrzańskiej.
Piosenka.
Znów wędrujemy ciepłym krajem,
malachitową łąką morza.
(Ptaki powrotne umierają
wśród pomarańczy na rozdrożach.)
Na fioletowoszarych łąkach
niebo rozpina płynność arkad.
.Pejzaż w powieki miękko wsiąka,
zakrzepła sól na nagich wargach.
A wieczorami w prądach zatok
noc liże morze słodką grzywą.
Jak miękkie gruszki brzmieje lato
wiatrem sparzone jak pokrzywą.
Przed fontannami perłowymi
noc winogrona gwiazd rozdaje.
Znów wędrujemy ciepłą ziemią,
znów wędrujemy ciepłym krajem.
Recytator
Podróż w naturę
1
Starym szlakiem powrotnych łabędzi
wiosna wróci jak balon wzdęty białym ciepłem
na ramionach drzew ogorzałych od słońca
skwar południa rozwiesi płachty nieba skrzepłe
2
Skwarne zwierzyńce miast
odklejone od stóp oPadną w dół kotlin
zasianyd1 piołunem gęstym i miętą
w ciecz topniejący skwar
obłoki w błękit przekropli
spłynie w wonne pola trawą świeżo zżętą
jak rzeką...
3
natura - otchłań
zieleniejąca na krańcach błękitu.
Narrator II
Tam właśnie padł pierwszy grom: 27 lipca zmarł ojciec.
Wiadomo, że Baczyński szykował się na studia w warszawskiej ASP, dzięki pomocy Fernauda, poety i lektora na Uniwersytecie Lwowskim, miał szansę na studia we Francji. Wszystko było już załatwione, wiza gotowa - na przeszkodzie stanęła śmierć ojca i wojna.
Narrator
Krzysztof, jeszcze przed paroma tygodniami otaczany w domu pieczołowitą troską, musiał się z dnia na dzień stać dorosły. Teraz zmieniły się role: to on opiekował się matką, czuwał nad nią, pocieszał, a także musiał myśleć o stronie materialnej dalszego życia w sytuacji zbliżającej się z przerażającą szybkością katastrofy wojennej.
Narrator II
Swój własny serdeczny żal po stracie ojca, a także reakcję na to, co zaczynało się już dziać w Warszawie zajętej przez hitlerowców -- musiał kryć przed matką, żeby jej jeszcze bardziej nie roztkliwiać, nie rozżalać.
Recytator
To odwaga - życie wzdycha tak ciężko
w pokoju opustoszałym z myśli
który każdy dzień czyściej
wygładza dla nich ze zmarszczek.
Jest pusto puściej dnia chodzącego bez Ciebie
ulicą obojętną kurzem jak co dzień.
I każdy dzień chodzi aleją przerażeń
i każdy jest jak obcość wybuchająca w codzienność.
Jak przechodzień
mija przyjaźń która odwisła od zdarzeń.
W pociągach pustych od smutku
wypatruję: nie dźwięczysz nadchodzący jak radość.
Odległej - noce których nie wiem.
Czekam: parostatki zielonych dni rzekami wracają
o pokładach wyblakłych jak otchłań
bez Ciebie.
I każdy pokój który już głuchnie jak kroki
jest pełen słów moich nie powiedzianych
rozstrzelanych przez wystrzały okien
i pełen myśli moich nie wybuchłych.
Za oknem
świece wypalonych drzew chłodną
deszcze letnie wybuchają łzami
i słyszę -
muchy roznoszą brzęczenie jak Twoja samotność.
( Elegia „Ta odwaga”)
Narrator II
W tej sytuacji jedynym ujściem dla wyrażenia szarpiących go uczuć i myśli, jedynym miejscem, gdzie może być szczery, gdzie może wypowiedzieć to, co naprawdę czuje, stają się dla Krzysztofa różnokolorowe, różnokształtne kartki papieru, na które w pośpiechu, jakby się bał, że nie zdąży, w rzadkich wolnych chwilach rzuca swe pierwsze z tych "prawdziwych", których już nie zdyskwalifikuje, zapowiadające jego wielką poezję - wiersze.
Recytator
Wiersz jest we mnie zły, obcy, zły i nienawistny,
i pali moje noce gorejącym ogniem,
idzie przeze mnie tłumny, rozkrzyczany sobą
jak pochód ulicami niosący pochodnie.
Wiersz jest zły, nienawistny, chce rozerwać formę
(Jak to ciężko zakuwać wolnego w kajdany),
chociaż wydrę go z głębi palącego wnętrze,
nigdy całkiem nie będę jego władczym panem.
Z krzykiem szarpie się, męczy, aż strzeli wołaniem,
potem stanie się obcy, przyjaciel niedoszły,
stanie w progu zamarzłym, płonący, stworzony,
i pójdzie w mróz wieczorów tam, gdzie inne poszły.
jesień 38 r.
Ars Poetica
Narrator
Od tego momentu kalendarium życia Krzysztofa Baczyńskiego staje się kalendarium jego życia i twórczości.
Narrator II
K.K. Baczyński już za życia zdobył rozgłos, chętniej przestawał z pisarzami starszymi od siebie, bywał u Iwaszkiewiczów, przyjaźnił się z Andrzejewskim, J. K. Weitraubem, odwiedzał go Miłosz, Wyka poświęcił mu esej. O nikim nie mówiono tak wiele jak o Baczyńskim, rówieśnicy odnosili się z większym krytycyzmem.
Recytator
O mój ty smutku cichy,
smutku gwiazdek maleńkich,
nazywałem, szukałem,
brałem ciebie do ręki.
Jak to się ciało twarde
tak w piasek albo glinę
zamienia w moich dłoniach,
pragnienie każde - w winę.
Jak to się - kiedy dotknę
kwiat przeobraża w ciemność,
a poszum drzew w głuchotę,
a chmury - w grzmot nade mną.
Jak to ja nieobaczny
mijam, sam sobie błahy,
i rzeźbę zanim zacznę,
marmur wypełniam strachem.
Jak to ja nasłuchuję
błyskawic w niebie trwogi.
Jakże to ja nazywam
każde czynienie - Bogiem?
Otom strzęp oderwany
od drzewa wielkich pogód,
sam swym oczom nie znany,
obcy swojemu Bogu.
Oto słyszę, jak w popiół
przemieniam się i kruszę.
I coraz mniejszy ciałem,
wierzę we własną duszę.
1.XI. 1942r.
O mój ty smutku cichy
Recytator
Do widzenia...
noc gwiazdami zaorana,
w piersiach naszych eksploduje pusty wieczór,
zbyt jest ciężko łzy przetapiać w męską szorstkość,
zbyt jest ciężko gorzkiej prawdy w ustach nie czuć.
Niebo w błocie zatopione pije ziemię
i zwichrzone, granatowe szarpie drzewa,
to zbyt trudno nigdy szczęścia swego nie mieć
i o szczęściu bohaterstwa swego śpiewać.
Tak daleko, droga ciężka i nabrzmiała,
od łez twardych poorana w długie bruzdy,
tak się idzie, łoskotami szyjąc próżnie,
po kamieniach mgłą opitych, bielą tłustych.
Zbyt daleko są okopy krwią rozpękłe,
myśl na drutach krwawi usta nieszczęśliwe
i bezradnie ciemne noce nawołują.
Zbyt jest trudno wrócić do was młodym, żywym,
zbyt jest trudno...
łatwo zostać bohaterem...
Jakie szczęście, że nie można tego dożyć,
kiedy pomnik ci wystawią, bohaterze,
i morderca na nagrobkach kwiaty złoży.
Pożegnanie żałosnego strzelca
Narrator
"Zamknięty Echem" i "Dwie miłości" - pierwsze tomiki wiersz ukazały się w 1940r. Pod pseudonimem Jan Bugaj. Droga wydała arkusz poetycki, w 1942 r. opublikował Wiersze wybrane. Po śmierci poety ukazał się zbiór jego wierszy Śpiew z pożogi.
Przygotował 18 zeszytów- albumów podarowanych matce i ukochanej.
Recytator
Więc pokochałeś kruche, ciepłe ciało,
które się w formach słowiczych ustało,
jak mleko płynie w szklanym smukłym dzbanie,
skrzypiec ma smutek i roślin śpiewanie.
Więc pokochałeś je. Jak ruczaj sobie
przed oczy stawiasz, aby twarze obie:
i ta odbita, i twoja prawdziwa,
były jak jeden ruch, co poukrywa
ziemię jak pożar i niebo jak jaśmin,
na które jedno serce jest małe i ciasne.
I pokochałeś jeszcze ziemię grozy
z ognistym śladem wielkich kroków bożych,
ziemię, gdzie bracia popieleją z tobą,
gdzie śmierć i wielkość jak dwa gromy obok
stoją u skroni i skrzydłami biją
tym, co umarli, i tym, którzy żyją.
Dwie miłości
Wybranką serca poety (i adresatką wszystkich jego erotyków) była Barbara Drabczyńska, z którą Baczyński ożenił się w czerwcu 1942 roku i która zginęła w Powstaniu Warszawskim wkrótce po śmierci męża
Wysłuchanie nagrania Ewy Demarczyk "Niebo złote ci otworzę"
Recytator
Miła moja, kochana. Taki to mroczny czas.
Ciemna noc, tak już dawno ciemna noc, a bez gwiazd,
Po której drzew upiory wydarte ziemi - drżą.
Smutne nieba nad nami jak krzyż złamanych rąk.
Głowy dudnią po ziemi, noce schodzą do dnia,
Dni do nocy odchodzą, nie łodzie- trumny rodzą,
W świat grobami odchodzą, odchodzi czas we snach.
A serca- tak ich mało, a usta- tyle ich.
My sami- tacy mali, krok jeszcze- przejdziem w mit.
My sami- takie chmurki u skrzyżowaniu dróg,
gdzie armaty stuleci i krzyż, a na nim Bóg.
Ten czas
Recytator 3
Stojąc przed lustrem ciszy
Barbara z rękami u włosów
nalewa w szklane ciało
srebrne kropelki głosu.
I wtedy jak dzban - światłem
zapełnia się i szkląca
przejmuje w siebie gwiazdy
i biały pył miesiąca.
Przez ciała drżący pryzmat
w muzyce białych iskier
łasice się prześlizną
jak snu puszyste listki.
Oszronią się w nim niedźwiedzie
Jasne od gwiazd polarnych,
I myszy się strumień przewiedzie
Płynąc lawiną gwarną.
Aż napełniona mlecznie,
W sen się powoli zapadnie,
A czas melodyjnie osiądzie
Kaskadą blasku na dnie.
Więc ma Barbara srebrne
ciało. W nim pręży się miękko
biała łasica milczenia
pod niewidzialną ręką.
Chwila ciszy, wchodzi chór i śpiewa piosenkę Krystyny Krahelskiej (ps Danuta) "Hej, chłopcy, bagnet na broń"
Narrator
Wstąpienie do podziemnej organizacji zbrojnej - w 1943 r.- oraz udział w akcjach bojowych kosztowały Baczyńskiego więcej niż jego rówieśników, gdyż pogłębiająca się choroba zamieniała w heroiczny czyn nawet rutynowe ćwiczenia. Poeta czuł jednak, iż taki wybór jest jego obowiązkiem, ostatnie wiersze, przepojone refleksjami natury filozoficznej, historycznej i religijnej, dowodzą, iż decyzja ta była w pełni przemyślana i świadoma.
Recytator
Byłeś jak wielkie, stare drzewo,
narodzie mój jak dąb zuchwały,
wezbrany ogniem soków źrałych
jak drzewo wiary, mocy, gniewu.
I jęli ciebie cieśle orać
i ryć cię rylcem u korzeni,
żeby twój głos, twój kształt odmienić,
żeby cię zmienić w sen upiora.
Jęli ci liście drzeć i ścinać,
byś nagi stał i głowę zginał.
Jęli ci oczy z ognia łupić,
byś ich nie zmienił wzrokiem w trupy.
Jęli ci ciało w popiół kruszyć,
by wydrzeć Boga z żywej duszy.
I otoś stanął sam, odarty,
jak martwa chmura za kratami,
na pół cierpiący, a pół martwy,
poryty ogniem, batem, łzami.
W wielości swojej - rozegnany,
w miłości swojej - jak pień twardy,
haki pazurów wbiłeś w rany
swej ziemi. I śnisz sen pogardy.
Lecz kręci się niebiosów zegar
i czas o tarczę mieczem bije,
i wstrząśniesz się z poblaskiem nieba,
posłuchasz serca: serce żyje.
I zmartwychwstaniesz jak Bóg z grobu
z huraganowym tchem u skroni,
ramiona ziemi się przed tobą
otworzą. Ludu mój, Do broni!
IV 43r.
Byłeś jak wielkie, stare drzewo...
Recytator
Oddzielili cię, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,
wyszywali wisielcami drzew płynące morze.
Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć,
gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami.
Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg,
przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.
I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?
20. III. 1944 r.
Elegia o ... [chłopcu polskim]
Już nie pamiętam
Już nie pamiętam, jak las szumi śniegiem,
jak słońce złotem w ciszę lasu pryska,
kiedy płaszczyzna obłąkana biegiem
ucieka pędem szalona i śliska.
Już nie pamiętam gór ogromnych wiecznią
i nocy gęstej, gwiazdami nabitej,
i pól płaszczyzny bezmiernej konaniem,
śniegiem zmierzchnącej i puchem skro-litej.
Już nie Pamiętam, jak słońce w śnieg prószy
i w biele sypie ciszę pyłem złota.
Dzwonki polami biegną i szeleszczą,
cisza osiada śniegu mgłą na płotach.
Już nie pamiętam ! miasto zaczajone
zza murów mgłą mi dusi jaźń zamarłą
i krwią już niebo mdłych, przegniłym dymów
nocą wyszło w ulice
i dławi mi gardło...
Recytator
W harcerskim batalionie szturmowym "Zośka" , do którego został służbowo przydzielony, nosił pseudonim "Krzysztof" . Walcząc w Powstaniu Warszawskim, poległ w Pałacu Blanka mając 23 lata.
Rodzicom
A otóż i macie wszystko.
Byłem jak lipy szelest,
na imię mi było Krzysztof,
i jeszcze ciało - to tak niewiele.
I po kolana brodząc w blasku,
ja miałem jak święty przenosić Pana
przez rzekę zwierząt, ludzi, piasku,
w ziemi brnąc po kolana.
Po co imię takie dziecinie?
Po co, matko, taki skrzydeł pokrój?
Taka walka, ojcze, po co - takiej winie?
Od łez ziemi krwawo mi, mokro.
Myślałaś, matko: "On uniesie,
on nazwie, co boli, wytłumaczy,
podźwignie, co upadło we mnie, kwiecie
- mówiłaś - rozkwitaj ogniem znaczeń" .
Ojcze, na wojnie twardo.
Mówiłeś pragnąc, za ziemię cierpiąc:
"Nie poznasz człowieczej pogardy,
udźwigniesz sławę ciężką" .
I po cóż wiara taka dziecinnie,
po cóż dziedzictwo jak płomieni dom?
Zanim dwadzieścia lat minie,
umrze mu życie w złocieniach rąk.
(...)
Dzień czy noc - matko, ojcze - jeszcze ustoję
w trzaskawicach palb, ja żołnierz, poeta, czasu kurz.
Pójdę dalej - to od was mam: śmierci się nie boję,
dalej niosąc naręcza pragnień jak spalonych róż.
30 VII 43 r.
Narrator
Kazimierz Wyka, pisując dramatyczne losy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i okrucieństwo losu przerywającego tak wcześnie rozwój jego twórczej drogi, powiedział, iż... należymy do narodu, który musiał strzelać do wrogów brylantami.
Recytator 5 (na tle sonaty b-moll, "Marsz żałobny" F. Chopina)
Recytator
Ach, nie płacz, nie płacz,
to jest takie nic, smutne ucichanie,
a właściwie to jest cisza pierwsza i jedyna...
usychające kwiaty nad mdlącym posłaniem...
i właściwie nic...
i pusta głębia...
nocą cichy las bezczuciowych istnień,
wyblakłe jaźnie trwające bezdrganiem.
A właściwie to jest tylko wielkie zakończenie
nieskończonym snów...
nieznane cierpienie...
Ach, nie płacz, nie płacz...
Już cię nie rozumiem...
Recytator
... nie płacz tych zmarłych
przedwcześnie-
Jak rozpostarta chorągiew podziemna
mowa ich w czas nasz - rzuca
krwawe freski-
Tak życie tracąc - stali współcześni.
( Z. Jerzyna 1944 Pamięci Krzysztofa Baczyńskiego)