Chcę uciec do Ciebie
od szarości dnia
Od niewiary potykanej
regularnie
szepczącej resztkami
zniekształconych spojrzeń
Od nagości słuchu
w powyginanych treściach
huczących suchością słów
upadających dni
Szukam Cię w smaku
zgorzkniałych pocałunków
bez odcieni
na obrzeżach brwi
niedosiężnych oczu
W dotyku obciążeń
odsłaniającej przeszłości
w namacalnych uzależnieniach
przechodzących w dreszcze
dygotem duszy
Szukam Cię wszędzie
drżącymi liśćmi
na wietrze
jak wędrowiec zdrożony
w zamkniętym uścisku
żywiąc nieugaszoną
nadzieję
iż Ty wcześniej
w osrebrzonym tchnieniu
odnajdziesz mnie