Numer: 11965
Przesłano:

Jasełka na podstawie bajki "Flet pastuszka"

SCENARIUSZ JASEŁEK NA PODSTAWIE BAJKI „FLET PASTUSZKA”
OPRACOWAŁA MGR AGATA RUSAK

OSOBY:
starzec Kuba,
Janek,
Walek, pasterze
Staszek,
Piotrek,
Anioł,
Maryja,
Józef,
Gospodarz 1,
Gospodarz 2,
Karczmarz,
Młynarz,
Herod,
Służący Heroda,
Strażnicy Heroda,
Wróżbita,
Śmierć

Scena 1

Pasterze śpią. Siedzi tylko starzec Kuba.

Kuba:
Znów niedługo tsa iść w drogę,
Ja najstarsy spać nie mogę.
Pietrek chrapie, Janek chrapie,
Stasek ledwie oddech łapie.
Ach, siędę ja se, w niebo spojzę,
Moze coś miłego dojzę.

Gwałtu, gwałtu, co się dzieje?
Całe niebo nam goreje!
A tam, gdzie na niebie Wielki Wóz,
Widać jakiś biały kurz.
Biada, bieda nam pastuszkom!
A to co? Karoca z wróżką?
Ślicna pani, pani pikna,
Cóz to, dyć tak sybko znikła.
Nie, idzie tu. O mój Boze!
Podejść bliżej musę może.
Dyć ta postać cała w bieli,
Toć to przecież są anieli.
Anioł u nas? Wielki Boze!
Wszak niegodzien ja, niebożę.


Anioł:
Kubo! Pastuszku! Bać się nie trzeba.
Aniołem jestem, przyszedłem z nieba.
Przyszedłem do ciebie, pastuszka starego,
Ba rzadko już można spotkać kogoś tak dobrego.
Niedługo przyjdzie tu na ten świat
Zbawiciel oczekiwany od tysięcy lat.
Dlatego proszę bardzo, Kubo, ciebie,
Byś obserwował znali na niebie.
To po nich poznasz, że to już,
Że Odkupiciel już jest tuż, tuż.
Wtedy zbierzesz pasterzy gromady
I poczekasz na mnie, na dalsze rady.
Pamiętaj! Uważnie gwiazdy obserwuj,
Czuwaj, bądź spokojny i się nie denerwuj.

Kuba:
O, prosę, i posedł sobie.
I cóz ja teraz, biedny zrobię?
Hmm... Najlepiej wsystkich pobudzę,
Tych, co na łące i tych, co przy strudze.

Pietrek, Walek, Janek, Stasek!
Wstawajta dalej, sybko, sybciutko!

Janek:
Już nas budzis? Spaliśmy tak króciutko.

Kuba:
Mam dla was ważną wiadomość.
Był u mnie z Nieba jegomość.
Powiedział, że niedługo przyjdzie na świat
Zbawiciel – Pan nasz i Brat.

Walek:
Phi, to tylko twoje senne mary!
Zecywiście, jesteś już stary.

Stasek:
Kuba, zawse mas mądrą głowę,
Lec dziś coś pomiesało ci mowę.

Janek:
A może to jesce skutki,
No wies, wcorajsego picia ... mleka?

Kuba:
Możecie się do woli ze mnie śmiać.
W końcu gwiazdy mi dają znać
O Tym, co świata Królem jest tego,
nie zapomnicie głosu mojego.
Chodź ze mną Pietrek, mój wnucku kochany
I nie bądźze w końcu taki zaspany.
Dziadek ci chętnie opowie
O Bogu, co Królem się zowie.

Piotrek:
Dziadku, cy ten Król będzie miał złotą koronę?
I purpurowy płasc zapinany na lewą stronę?
Na pewno w ręce będzie miał miec,
By swoich wrogów tym miecem siec.
Złota – tsy worki, a srebra – dwanaście
I piknych rumaków ze sto sesnaście.
Tuziny słuzby i kopę rycezy,
Z którymi wielu innych się zmiezy.
Kiedy On psyjdzie, ten Pan nad pany?

Kuba:
Jesce nie wiem, mój wnucku kochany.

Piotrek:
Dziadku, a co my mu damy?
Nic cennego pseciez nie mamy.

Kuba:
Pomyśl, Piertusiu, pomyśl, bo musi być pzecie
Coś, co może uciesyć to Boze Dziecię.

Piotrek:
Wiem już, dziaduniu. Mam ślicny flecik,
Casami gwizdzę nim sobie na dzieci.
Zagram na nim Panu piosenkę wesoło,
A cała słuzba uchyli pzede mną coło
Od Króla dostanę worek ze złotem
I będę mu grał, kiedy tylko będzie miał na to ochotę.

Kuba:
Pietrek, a ty się do grania nadajes
Cy tylko pzed Królem wstydu się najes?

Piotrek:
No chyba jesce trochę poćwicyć musę.

Gra na flecie niemiłosiernie fałszując. Kuba wybucha śmiechem i przerywa mu.

Kuba:
Psestań już, psestań, bo się ze śmiechu udusę!

Piotrek:
Dziadku, zobacys, ja się naucę,
Bo ja od Króla bogactw dostać musę.

Kuba:
Pietrek, a jeśli ten Król nie będzie bogaty?
Zagras dla niego, mimo mazeń straty?

Piotrek:
Przed biedakiem grać, no co ty, dziadku!
To niemozliwe, w zadnym wypadku.
Pan roślin, zwieząt i ludzi
Na pewno co dzień w atłasach się budzi.

Kuba: (do siebie)
Oj, Pietrek, wnucku, musis się naucyć,
Ze biednego cłowieka nie można odzucić.
Choć On nic nie ma i jest ubogim,
Będzie mozniejsym i Królem nasym drogim.

KOLĘDA

SCENA 2

Maria i Józef szukają noclegu. Podchodzą do domów, lecz nikt nie udziela im pomocy. W końcu idą do stajenki.

Maryja:
Józefie, czuję, że Boga Syn, a ludzi Brat,
Chce już zobaczyć nasz codzienny świat.
Trzeba do drzwi dobrych ludzi zapukać,
By miejsca na nocleg jakoś poszukać.
Nadchodzi wieczór, noc coraz bliżej,
Na niebie gwiazdy lśnią coraz wyżej.
Coraz większa ogarnia mnie trwoga
I modlę się ciągle do Ojca – Boga,
By znaleźli się dobrzy ludzie,
Którzy pomogą nam w wędrówki trudzie.

Józef:
Nie martw się, Boga wybranko,
Na pewno znajdzie się dla nas mieszkanko.
Przytulne, ciepłe, gdy chłód na dworze.
I tam na świat przyjdzie Dziecię Boże.
Spójrz, tam widać ładny dom
W nim jacyś dobrzy ludzie są.
Chodźmy o nocleg ich poprosić.
Może chętnie przyjmą strudzonych gości?

Idą do pierwszego domu, pukają. Wychodzi gospodarz.

Józef:
Panie gospodarzu! Łaskawy panie!
Przyjmiesz dwóch wędrowców na swoje mieszkanie?
Utrudzeni jesteśmy srodze,
Bo długi czas spędzamy w drodze

Gospodarz 1:
Kim jesteście? Skąd przybywacie?
I co za jeden nocleg mi dacie?

Józef:
Jesteśmy ubodzy, idziemy z daleka.
Za twą gościnność dobre słowo czeka.

Gospodarz 1:
Tylko tyle? Nie, nie wpuszczę was o tej porze.
Idźcie do karczmy, tam coś znajdziecie może.

Józef:
Ślicznie gospodarzu za radę dziękujemy
I do karczmy czym prędzej pójdziemy.
Chodźmy Maryjo. To już niedaleko.
Widzisz światełko nad tamtą rzeką?

Wędrują do karczmy, pukają. Słychać głos karczmarza.

Karczmarz:
Kto o tej porze do drzwi karczmy puka?
Chce się najeść czy może noclegu u mnie szuka?
Idę już, idę. Otwieram. Czego chcecie?
Karczma już zamknięta. Czy o tym nie wiecie?

Józef:
Przepraszam, karczmarzu, za tak późną porę,
Lecz dużo czasu ci nie zabiorę.
Poszukuję noclegu dla swojej rodziny.
Udzielisz nam go? Będziesz tak miły?
Proszę cię, zlituj się nad nami,
Odpłacimy ci modlitwy darami!

Karczmarz: (do siebie)
Phi, pewnie to jacyś żebracy,
Co się lenią, zamiast wziąć się do pracy.

Przykro mi, nie mogę przyjąć was w moje progi.
Ciemno tu bardzo i chłód taki srogi.
Idźcie tu, obok. Do sąsiada mego.
Tam poszukajcie noclegu swojego.

Maryja:
Józefie, Józefie. Ja nie mam już siły.
Odpocznijmy chwilkę. Bądź dla mnie tak miły.

Maryja siada na kamieniu. Odpoczywa. Po chwili wyruszają dalej. KOLĘDA

Józef:
Gospodarzu! Właścicielu domu tego!
Zrób cos dla mnie, człowieka starego.
Daj nam przenocować u siebie, choćby i na sianie.
Usłysz biednych wędrowców do ciebie wołanie.

Gospodarz 2:
Nie mam siana. Późno już. Nie znam was.
Co tutaj robicie w tak późny czas?

Józef:
Jestem Józef, a to Maria – moja żona
Przez Boga do wielkich rzeczy stworzona.
Idziemy się zapisać do miasta,
A zmęczona już jest święta ta niewiasta.

Gospodarz 2:
Nie ma miejsca w mojej chacie.
Udajcie się do młyna. Tam się zapytajcie.
Młynarz z pewnością was przyjmie
I dobrą strawę na stół wyjmie.

Józef:
Maryjo, usiądź tu sobie wygodnie.
Oj, postępują z nami niegodnie.
Sam wybiorę się do młynarza,
Co mąkę na dobry chleb stwarza.
Mam cichą nadzieję, że on może
W potrzebie biednym wędrowcom pomoże.

Maryja:
Tam, niedaleko widać świateł łunę.
Pójdę już tam z tobą – moim opiekunem.

Idą w kierunku młyna. Młynarz dostrzega ich i wychodzi im naprzeciw.

Młynarz:
A kto tak włóczy się po nocy?
Chce mnie okraść czy szuka pomocy?
Nie wpuszczę ich, nie ma mowy.
Psami poszczuję i będę surowy.

Józef:
Szczęść Boże, dobry człowieku.
Powiem ci pewną rzecz.

Piekarz:
Bo psami poszczuję! Precz! Precz!

Maryja:
Pewien gospodarz kazał nam przyjść do ciebie.
Mówił, że nie opuścisz biednych w potrzebie.

Piekarz:
Uciekajcie, pókim łagodny!

Maryja:
Chodźmy, wieczór jest taki pogodny.

Józef:
Dobrze, idziemy dalej w drogę.

Maryja:
Józefie, lecz ja już dalej iść nie mogę.

Józef:
Zobacz, tam w oddali widać stajenkę.
(do siebie)
Mam tam zaprowadzić Najświętszą Panienkę?

Maryja:
Józefie, chodźmy do niej, chodźmy tam.
Nikt już nie pomoże nam.
Ponieważ tylu ludzi w życiu zawodzi,
Odkupiciel w stajence nam się urodzi.

KOLĘDA

SCENA 3

Pasterze słuchają gry Piotrka.

Janek:
Pietrek, mas ty talent wielki.
Niech cię chwali góral wselki.
Na swym flecie ślicne gras,
Zyłkę do muzykowania mas.

Staszek:
Flet od dawna przeciez miałeś,
Czemu wceśniej nie muzykowałeś?

Walek:
No tez właśnie. Dlacego?
Nie chciałeś się psyznać do tego?

Piotrek:
Wceśniej to ja grac nie umiałem.
Dopiero gdy z dziadkiem gadałem
O Królu, co ma do nas psyjść,
Stwierdziłem, ze nie mamy z cym do Krola wyjść.
Bo co mu damy? Tsy owiecki
Cy miodu z barci dwie becki?
Sera, jajek cy mleka,
A On już pewnie na nas ceka.
Pomyślałem sobie wtedy
Nic Królowi z nasej biedy.
Tseba inacej psywitać wielkiego Pana
I ślicnie Mu zagrać do samego rana.
Kazdego dnia wceśnie wstawałem
I od świtu na fleciku grałem.
Grałem, gdy owiecki na łące pasłem,
Nieraz z fujarecką psy wiezbie zasłem.
Ćwicyłem rano, po południu i wiecorem,
Casami sam, a casem pod dziadka dozorem.
Teraz już jestem bardzo spokojny.
Wiem, ze nas Pan będzie bardzo hojny.
Wynagrodzi mi wsystkie trudy i starania
I wtedy już nic nie odciągnie mnie od grania.
Za to, co dostanę, zbuduję sobie chatkę w lesie,
A nadworny paź sksynię srebra mi psyniesie.

Stasek:
I wiezys w te bajki starego dziadka?
Ha, ha! Sksynia srebra, w lesie chatka!

Walek:
Pietrek, twój dziadek jest już bardzo stary,
Za duzo myśli i ma jakieś mary.
Nie wierz we wsystko, co ci Kuba plecie.

Piotrek:
Nieprawda! Psyjdzie Król i wy go znajdziecie.
Tych smutnych od was zecy nie chcę dłuzej słuchać.
Powiedzciez mi lepiej, gdzie mogę dziadka odsukać?

Janek:
Psy stawie siedzi i w niebo wciąż zerka.
Nie wiem, widzi gwiazdy cy jakieś lusterka?
Dziś od rana siedzi nieźle pserazony,
Bo se wymyślił, ze tron Króla jest pzez jakiegoś Heroda zagrozony.
Składa ręce, modli się i płace.


Piotrek:
Idę tam. Gdy się z nim zobacę,
Zagram jemu piknie, zatańcę, poskacę,
Smutki zaraz prec odejdą,
Słońce w dusy wzejdzie, chmuzyska tez psejdą.
A swoją drogą jestem ciekawy,
Cy spełnią się nowe dziadka obawy?

KOLĘDA

SCENA IV

Herod wchodzi na scenę i siada na tronie. Obok niego stoi służący.

Herod:
Całą noc dziś nie mogłem spać
Napar z ziół na sen musiałem brać.
W końcu gdy zasnąłem już późno nad ranem,
Śniło mi się dziecko, co było świata Panem!
Coś dziwnego się dzieje, jestem niespokojny
I boję się bardziej niż w czasie wojny!

Zwraca się do służącego.

Niech zaraz przyjdzie tu do mnie wróżbita,
Co kulę ma srebrną i z gwiazd dobrze czyta.
Cała prawdę swemu panu on wyłoży,
A jeśli nie, głowę w tej komnacie złoży.

Służący wychodzi. Za chwilę przyprowadza wróżbitę

Herod:
No szybciej, szybciej. Dalej, człowieku!
Co mówią księgi, proroctwa od wieków?

Wróżbita:
Widzę, widzę. W niedużej mieścinie
Matka się nachyla ku złożonej na sianku dziecinie.
Maluszek do matki wyciąga swe zimne rączęta,
A wokół tylko siano, żłób i bydlęta.
Tam właśnie, jeśli mnie kula nie zwodzi,
Dziecię królewskie, Pan nasz się rodzi.

Herod:
Precz odejdź. Precz! Straszne rzeczy pleciesz!
Siano, żłób, bydlęta, a wśród nich Król – dziecię?
Wróżbito, kreaturo, zejdź z mego wzroku
I jeśli chcesz żyć, lepiej przyspiesz kroku.

Wróżbita wychodzi. Herod rozmyśla.

Herod:
Co ja mam począć, co ja mam zrobić?
Nie mogę długo nad tym się głowić.
Wszak ty o moją koronę chodzi.
Nie może małe Dziecię ludu oswobodzić.
Nie będzie Dzieciątko nad światem panować,
Bo wszyscy zawsze będą moje stopy całować!
Wszak ja tu jestem najważniejszy,
Bystry, mądry i najprzystojniejszy.
Nikt nie zachwieje moim tronem!
Tylko ja mogę nosić złotą koronę!
Lecz jeśli chcę nadal królować,
Muszę wszystkie dzieci wymordować!
Wtedy nie stracę swojej korony,
Bo przecież będzie już po Nim!
Tak, myśl ta jest wspaniała.
Straże, straże!

Wchodzą strażnicy.

Herod:
Wydaję rozkaz, by krew się lała.
Niech maleńkie dzieci składają mi w krwawej ofierze!
Powiadomcie o tym wszystkich żołnierzy!
Pamięć o mnie niech nigdy nie zaginie,
A krew niemowląt niech rzekami płynie!

Siada na tronie i myśli.

Herod:
Co to za hałasy? Kto jest w mej komnacie?
Co to za biała postać w jasnej chodzi szacie?
Zbliża się tu do mnie, w ręku kosę trzyma
I patrzy na mnie wielkimi, strasznymi oczyma?!
Mów, czego chcesz, senne widziadło!

Śmierć:
Herodzie, twe nędzne życie nareszcie przepadło!
Na imię mam Śmierć. Zna mnie cały świat.
Gdy kogoś biorę, nie liczę, ile ma lat.
Dziś wybiła Twoja godzina, ty wstrętny potworze!
W końcu w ofierze twoją głowę złożę!

Herod:
Ratuj mnie, kto może!

Śmierć:
Nikt cię już nie słyszy i krzyczysz daremnie,
Za straszny mord dzieci dostaniesz zapłatę ode mnie!

Herod:
Czy dla mnie żadnego już nie ma ratunku?
Nikt ze straży nie stoi dziś na posterunku?!
Ty chcesz zgładzić króla i pana?
Nie rób tego, o śmierci nieubłagana!

Śmierć:
Ponieważ tchórzem jesteś, zginiesz jak tchórz,
Ciało twe u tronu pokryje grzechu kurz.
Giń więc, umieraj, morderco! Konaj!
Niech oczy twe śmierci przykryje zasłona!

Herod pada nieżywy przed swoim tronem.

KOLĘDA

SCENA V

Pasterze siedzą przy ognisku. Pietrek gra na flecie. Przychodzi Kuba i przerywa wnukowi.

Kuba:
Dziś na niebie widać dziwne znaki,
Nadeszła ta chwila. Przychodzi Zbawiciel taki,
Który nas niedługo oswobodzi,
A od samego Boga się wywodzi.

Walek:
Już nie patrz, Kubo, tak w te chmury
I nie zadzieraj swej głowy do góry.
Syja ci spuchnie i plecy się sksywią.

Kuba (do siebie)
Jesce się te mądrale zdziwią.

Zwraca się do pasterzy:
Jednak lepiej razem się tsymajmy
I przy ognisku pospołu siadajmy.

Pasterze zbliżają się do ogniska, siadają. Piotrek gra na flecie.

Janek:
Cekamy i cekamy i nic się nie dzieje,
Coś to niebo dziś się chyba z ciebie śmieje.

Staszek:
Chodźmy lepiej spać. Pietrek kończ to granie.
Nic się już dzisiaj wielkiego nie stanie.

Pasterze kładą się do snu. Słychać dźwięki KOLĘDY. Piotrek wstaje, rozgląda się dookoła.
Pietrek:
Cóz to? Słychać jakieś pikne śpiewanie.

Słychać głos Anioła.

Anioł:
Piotrku, obudź Kubę!

Pietrek:
Co to za wołanie?
Dziadku, dziadku, wstawaj pędem
I ustawiaj nase owiecki zędem.
Zrób to sybko, dlatego,
Ze wokół nas dzieje się coś złego.
Jakiś głos kazał mi cię budzić.
Chyba ktoś się musi bardzo nudzić
I stroi sobie strasne zarty!
Wstawaj, dziadku, nie bądź uparty!

Kuba:
Pietrek, powiadas, ze słysys jakieś dźwięki?

Pietrek:
Tak i takie ślicne z nieba piosenki,
Za chociaz serce ze strachu ledwie bije
To słysąc te piosenki, cłowiek wie, ze zyje!

Kuba:
Trzeba więc obudzić wsystkich pasterzy,
Bo to pewnie Anioł do nas bieży.

Pietrek:
Wstawajcie sybko pastuskowie!
Zaraz Anioł dobrą wiadomość nam powie!

Pasterze powoli się budzą:

Janek:
Anioł, jaki Anioł? Co ty Pietrek, gadaj!

Pietrek (podaje mu kubrak):
Nie pytaj tyle, tylko kubrak wkładaj.

Staszek:
A to co? Popatrzcie wsyscy do góry,
Jaką jasnością pokryte są chmury.
A jedna z tych wsystkich gwiazd
Roztaca jakiś niezwykły, złoty blask!


Walek:
Jakiś dziwny smer przerywa cisę
I zdaje się, ze psecudny głos słysę.

Janek:
Boze, może niedługo świat zginie!
O, patrzcie, ktoś z nieba tu do nas płynie!

Wchodzi Anioł.

Anioł:
Kubo, widzę, że pasterzy zebrałeś
I znowu dobry przykład innym dałeś.
Nie lękajcie się, dobrzy ludzie,
Bo Jezus pomoże wam w życia trudzie.
Teraz do Betlejem pospieszajcie
I pokłon swemu Panu wdzięcznie oddajcie.
Chwalcie śpiewem i tańcami
Swego Pana – wraz z aniołami.

Anioł odchodzi.

Walek:
Ludzie, co za przezycie!

Kuba:
Cy teraz mi w końcu wiezycie?

Staszek:
Bardzo cię Kubo przepraszamy
I chętnie z tobą do Betlejem się udamy.

Janek:
Zanim jednak na Odkupiciela się napatsymy
To teraz z radości piknie zatańcymy!

Pasterze tańczą. Kuba uderza laską w rytm melodii, Piotrek przygrywa.

Pietrek:
Dziadku, mogę iść psodem? Nie mogę się docekać,
Kiedy zagram Panu. Nie chcę dłuzej zwlekać.
Pozwól mi, bym mógł wsystkich wyprzedzić
I jako pierwsy Króla nawiedzić.

Kuba:
Dobze, wnucku. Uważaj na siebie
I idź za tą jasną gwiazdą na niebie.

Pietrek:
Teraz za gwiazdą podążę.
Zanim przyjdą, Panu zagrać zdążę.
Kiedy Król zobacy, jak mi to piknie wychodzi,
Na pewno sowicie mnie za to nagrodzi.

KOLĘDA

SCENA VI

Maryja z Józefem stoją przy żłóbku.

Maryja:
Zobacz, Józefie, jak Jezus słodko się do nas uśmiecha.
Wyrośnie z niego nasza i innych pociecha.

Józef:
Rączki jakby do modlitwy składa.
Nie przeszkadza Mu, że leży wśród bydląt stada.

Maryja:
A policzki ma takie śliczne i różowe,
Mimo tego zimna Dziecię to jest zdrowe.

Józef:
Oczka swe przeciera. Spać już chce się Mu.
Żono kochana, pora utulić Go do snu.

Maryja bierze Dzieciątko na ręce i kołysze je. Józef dostrzega w oddali ludzką sylwetkę.
KOLĘDA

Józef:
O, zobacz Maryjo. Ktoś biegnie ku nam z hali
Jakby nogi chciał zgubić. Widać go w oddali.
To pasterz jakiś młody. Fletem wymachuje,
A przy tym radośnie sobie przytupuje.
Idzie tutaj. Zmierza w naszą stronę.

Piotrek zdyszany wpada do stajenki.

Józef:
Chłopcze, czyżbyś chciał powitać Święte Dziecię i moją żonę?

Pietrek:
Dziecię? Nie, ja sukam wielkiego Króla i Pana
Dla Niego moja gra ma być dedykowana.

Maryja:
To jest właśnie Król, nasz Odkupiciel.
Bóg dla nas Go zesłał i obdarzył życiem.
Dobry Ojciec posłał nam Dzieciątko w darze,
Mówiąc, że kiedyś Ono ludzkie grzechy zmaże.

Pietrek:
To ja się spieszę i do Króla bieżę,
A to dziecko w stajence. Nie, je w to nie wierzę.
Psepadły me mazenia i zycie bogate
I zamiast pałacu nędzną widzę chatę.
Ludzi Król w złóbku, wśród zwierząt , na sianie?
No, pikne to wasze królewskie mieszkanie!
Chciałem wielkiemu Panu pikną zagrać pieśń,
Żeby jego chwałę dalej ludziom nieść.
Myślałem, ze potem otsymam od Niego w darze
Chatkę drewnianą i złotych bucików po parze.
Lecz co może mi dać to małe w żłobie Dziecię?
Miał rację Stasek, co ten dziadek plecie?
Na nic moja nauka, na nic moje chęci,
Taki jestem zły, że aż łza w oku się kręci.
Straciłem marzenia, straciłem złudzenia!
Zostawiam was samych. Zegnam!

Józef:
Do widzenia!

Maryja:
Biedny chłopiec. Nie wie, że bogactwa nie są najważniejsze,
Bo bywają od nich wartości piękniejsze.

Józef:
Nie martw się. Jeszcze to zrozumie
I zagra Jezuskowi najpiękniej jak umie.

Józef dostrzega w oddali gromadę pasterzy.

Józef:
Droga żono. Pewnie będziesz rada,
Bo do nas się zbliża pastuszków gromada.

Wchodzą pasterze śpiewając kolędę. KOLĘDA

Maryja:
Powitajmy, Józefie, tych dobrych pasterzy,
Którzy przyszli zobaczyć Jezusa, który w żłobie leży.

Józef:
Witajcie, moi drodzy. Czy do nas przyszliście,
Czy może u kogoś w pobliżu byliście?

Kuba:
Aniołowie drogę nam wskazali,
Byśmy małemu Jezuskowi pokłon oddali.
Przyszliśmy tu do was dary Panu złożyć
I to co mamy przed kołyską Małemu położyć.

Staszek:
Ja psyniosłem Panu maleńką owieckę.

Walek:
A ja miodu z własnej barci mam tutaj troseckę.

Janek:
Wziąłem z chatki kawałecek chleba.

Kuba:
Pewnie wam się tez przyda puchowa kołderka.
Niestety, nic więcej dla Króla nie mamy,
Ale za to chętnie Jemu zaśpiewamy.

KOLĘDA

Kuba:
Józefie, cy nie widziałeś chłopca, co piknie gra na flecie?
Sedł psed nami, by uciesyć Boze Dziecię.

Józef:
Był tu, lecz widać czegoś innego ujrzeć się spodziewał,
A zobaczywszy Dziecię srogo się pogniewał.
Wybiegł tam, hen, w kierunku lasu.

Kuba:
By mu złość minęła tseba trochę casu.
Lec to to? Jadą tu Tsej Królowie,
A każdy z nich złotą koronę ma na głowie.

Dzieciątko zaczyna popłakiwać. Wchodzą królowie.

Maryja:
Chyba coś Dzieciątku nie pasuje,
Bo sobie z cicha biedne popłakuje.

Król 1:
Przybyłem, by na własne oczy zobaczyć Pana mego
I oddać się z chęcią w służbę do Niego.
Dzięki Panu wzmocnię swą nadzieję i wiarę.
Chcę Mu teraz złożyć podarek na króla miarę.
Daje więc w ofierze najlepsze złoto,
Prosząc, by Bóg mnie obdarzył miłości cnotą.

Maryja:
Cichutko Dziecię miłe, cichutko kochane,
Nie cieszą Cię te dary przed Tobą składane?

Król 2:
Może jest Mu zimno, a może jest chory,
Lecz ja przed moim Królem i tak składam honory.
I proszę, aby mi pomógł, bym taką chodził drogą,
Po której tylko uczciwi i mądrzy ludzie poruszać się mogą.
Składam Ci w darze, o Dziecię bezbronne
Mój dar najprzedniejszy – kadzidło wonne.

Król 3:
Jechałem tu do Ciebie prze długie tygodnie,
Więc nie smuć się Jezusku, uśmiechnij się pogodnie.
Dla Ciebie mirry gorzkiej dar przynoszę,
I byś przestał płakać, gorąco Cię proszę.

Maryja:
Dziękujemy wam za dary, z serca dziękujemy
I błogosławieństwo w imieniu Synka szczere wam dajemy.
Lecz boję się o Jezuska. Chory będzie może.
Już nie wiem, co robić. Kto mi w tym pomoże?

Kuba:
Maryja, Święta Pani, już się zaczyna niepokoić.
Ja wiem, że tylko Pietrka gra może Dziecię uspokoić.
Pójdę za nim do lasu i tam go odszukam,
A potem wraz z nim do drzwi stajenki zastukam.

Maryja:
Dziękuje ci, Kubo. Spróbuję sposobu każdego,
By uspokoić Dziecię – Pana naszego.

Król 1:
My się z Dzieciątkiem teraz pożegnamy,
Bo w dalszą drogę zaraz ruszamy.

Królowie żegnają się z Dzieciątkiem. Kuba szuka wnuka.

Kuba:
Pietrek, Pietrek!
Wnucku prosę, przede mną się nie ukrywaj!
Gdzie jesteś? Boże Dziecię cię wzywa!

Znajduje płaczącego Piotrka.

Kuba:
Tu się schowałeś! No co ty Pietrek płaczesz?

Pietrek:
Tak, bo już mej wymarzonej chatki nigdy nie zobacę!
Chciałem zagrać dla króla takiego,
Wies, miłego, dobrego oraz bogatego.
Całe miesiące o tym mazyłem
I bardzo do Niego się spiesyłem.
A znalazłem jedynie
Małe Dziecię!

Kuba:
Ale Jego dobroć nie przeminie.
Cy ta chatka zecywiście jest ci tak potsebna?
Nie wystarcy dla ciebie Dziecina wielebna?
Niewazne drogie kamienie, pałac i złoto,
Pan ten może cię obdazyć najpikniejsą cnotą.
On tez da ci pewnie wkrótce odkupienie,
A to najwiękse kazdego cłowieka mazenie.
Król ten dobrą nowinę ludzkości zwiastuje,
A teraz On twej pomocy bardzo potsebuje.
Płace, Boże Dziecię, płace nieprzerwanie,
Nie pomagają ani dary, ani pastusków śpiewanie.
Ja wiem, że gdy mu zagras, to biedne Dziecię
Uśmiechnie się do ciebie jak nikt na świecie.

Pietrek:
Dobze, dziadku, lec tylko dla ciebie grania się podejmę,
Lec tym małym Dzieciątkiem i tak się nie psejmę.

Kuba i Piotrek idą do stajenki. Dzieciątko ciągle płacze.

Kuba:
To mój wnucek. On wsystkie piosenki zna
I kiedy tseba, na fleciku piknie gra.
Teraz zagra on Dziecinie,
A melodia niech w dal płynie.

Piotrek gra na flecie. Jezus uspokaja się.

Maryja:
Zobacz, Józefie. Jezusek już nie kwili.
Piotrku, popatrz. Uśmiecha się do ciebie w tej chwili.
Rączki wyciąga. Chce, byś wziął Go w objęcia.
Czy przyjmiesz te dary małego Dziecięcia?

Pietrek:
Psyjmę.

Bierze Dzieciątko na ręce.

Pietrek:
Jaki On ślicny i mały.
Teraz się śmieje, a psed chwilą te ocka płakały.
Zesywiście, mały Królu, jesteś najpikniejsym darem,
Jaki kiedykolwiek od zycia dostałem.
Choć malutki jesteś teraz, kiedyś będzies wielki
I będzie ciebie chwalił cały naród wselki.
Śpij już sobie i ocka swe zmróz
Niech cuwa nad Tobą Twój Anioł Stróz.

Z Dzieciątkiem na ręku zwraca się do publiczności.

Pietrek:
Jesce tak niedawno o sławie myślałem,
Sukałem kozyści, bogactw wielkich chciałem.
Jednak kiedy patsę na mego Pana, wsystko jest niewazne
I chyba zgodzi się ze mną nawet dziecko kazde.
Tak wiele może zmienić jeden uśmiech na twazy,
Ze cłowiek o nicym innym nie mazy
Jeno o tym, żeby małego Pana być sługą,
Choćby miał psejść drogę trudną i długą.
Dlatego dziękuję wam, zeście tu psybyli
I ze moją wielką radość zeście zobacyli.
Niech wam również w nowym roku Jezus towazysy,
Niech czuwa nad wami i wase prośby słysy.
Niechaj będzie z wami i w domu, i w pracy.
Pamiętajcie, ze bez względu na bogactwa wsyscyśmy jednacy.
A i wy złóżcie casem pokłon małemu Dzieciątku,
Bo z Nim łatwiej jest trudy zycia znosić od roku pocątku.

KOLĘDA

Aktorzy wychodzą na scenę i kłaniają się publiczności.

O nas | Reklama | Kontakt
Redakcja serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treść publikacji, ogłoszeń oraz reklam.
Copyright © 2002-2024 Edux.pl
| Polityka prywatności | Wszystkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikacji posiadają autorzy tekstów.