Za ironii firanką
za jeziora śmiechem
jestem łagodnym
powiewu oddechem
stoję w deszczu strugach
z parasolem w ręku
i nie czuję żalu
i nie czuję lęku
tylko ciszę słyszę
melodyjne brzmienie
wtulona bez reszty
gaszę swe pragnienie
chwytam dźwięczne nuty
serca struny stroję
i nie czuję żalu
wcale się nie boję
z kolejną minutą
cichnie ta muzyka
lecz wciąż nieprzerwanie
swobodnie oddycham
strach stłukłam o kamień
skrzydła swe podniosłam
i lekko do góry
jak Ikar się wzniosłam.