Płyną ciężkie chmury po niebie
i są bardzo zaniepokojone,
bo przez rozbrykane wiatry gonione.
Wiatry chmury doganiają
na ich grzbietach wygodnie zasiadają,
swoje instrumenty szybko zestrajają
i wielki koncert rozpoczynają.
Pierwszy zefir lekki
z fujarki wydobył ton miękki.
Na ten znak wicher ochoczo się odzywa
i na skrzypcach piskliwie mu przygrywa.
Zaś orkan dłużej już nie wytrzymuje
i z puzonem z chmury zeskakuje
z całych sił w instrument dmucha
aż robi się muzyczna zawierucha.
Tymczasem tajfun swe szpony rozwiera
do basetli nimi przywiera,
przejmującą melodią huczy
i jeszcze do halnego coś mruczy...
Ten długo się nie namyśla
z fortepianu niskie dżwięki wyciska
lecz mocno się przy tym złości
więc staje się przejmujący do kości...
Z taką pasją wiatry muzykowały,
że aż chmury się... poobrywały!
A te lecąc nad ziemią nisko
w kroplach deszczu słowa ukryły
i je po ziemi tak rozrzuciły:
Trzeba
umieć
żyć,
a
nie
o
życiu
tylko
śnić!