Zachowanie: dziecko często się obraża
Metafora: bączek Kaziu
Zasób: chętnie pomaga
Na skraju lipowego lasu stał mały domek. Lśniący, czerwony dach, od którego odbijały się promienie letniego słońca, widać było już z daleka. Przez okna domku snuł się zapach miodowego ciasta i słychać było beztroski śmiech dzieci.
Po prawej stronie domu stał stary, drewniany płot skrzypiący z każdym podmuchem wiosennego wiatru. Otaczał on ogród pełen kwiatów mieniących się kolorami tęczy. Nad ogrodem unosił się zapach słodkiego nektaru, który wprowadzał każdego w pogodny nastrój.
W tym ogrodzie rósł nietypowy kwiat o nieznanej nikomu nazwie. Jego płatki, delikatne jak jedwab, lekko kołysały się na wietrze, a zapach był tak wyjątkowy, że nie sposób było przejść obojętnie, nie pochylając się i rozkoszując słodką wonią.
I właśnie dla naszego bączka Kazia ten kwiat był ulubionym miejscem zabawy.
Kaziu mieszkał z innymi bąkami i pszczołami w ulu w pobliskim sadzie. Uwielbiał zaglądać na kwiatowe rabatki, na których jego pracowite siostry zbierały słodki nektar. Kaziu był strasznie obrażalskim bączkiem. Dąsał się z byle powodu. Latał wtedy po ogrodzie, z nikim nie rozmawiał, nie bawił się. Nie podobały mu się wtedy kwiaty, nie znosił ich zapachu. Wszystko było brzydkie i nieciekawe.
Pewnego razu pszczoły zaspały do pracy. Przyleciały do ogrodu dopiero
w południe. Starały się jak mogły nadrobić stracony czas, ale to było bardzo trudne zadanie. Tego dnia bączek Kaziu też miał pechowy dzień. Obudził się w złym humorze i nikt nie wiedział dlaczego. Kwiaty dziś nie pachniały i straciły swoje kolory, pszczela muzyka stała się nagle zwykłym bzykaniem. Choć bączek tego nie zauważał,
w ogrodzie panował dziś niezwykły ruch. Pszczoły uwijały się, jak tylko mogły najszybciej. Pracowite bzykanie z wiosennym wiatrem niosło się pod sam ul, na dachu którego siedział obrażony na cały świat bączek. Nadąsany udawał, że nic nie słyszy, aż do chwili, w której jego skrzydełka zadrżały, a czułki uniosły się do góry. Bo właśnie dotarło do niego coś nieprawdopodobnego. Pszczelą muzykę przeplatał dźwięk przypominający swoim brzmieniem jego imię.
- Bzy...Bzy...bzy... Kaziu!
- Bzy...bzy...bzy...Bzy... Kaziu!
To pszczoły rozmawiały o tym, jak bardzo dziś przydałby się bączek.
- Tylko Kaziu potrafi tak szybko znaleźć najpiękniejsze kwiaty pełne nektaru.
- Tak, zawsze nam pomagał, choć o tym wcale nie wiedział.
- To właśnie dzięki niemu kończyłyśmy pracę szybciej i miałyśmy więcej czasu dla dzieci.
Dziś brakowało pszczołom radosnego bzykania Kazia, jego słodkich żartów. Dzień się kończył, a pszczoły nie zebrały jeszcze wystarczającej ilości nektaru.
- To straszne! Co teraz będzie?
- Gdyby z nami był Kaziu, pracę zakończyłybyśmy już dawno.
Słońce powoli zachodziło, a spracowane pszczoły wracały do ula. Nie był to dobry dzień. W ogrodzie zostały jeszcze kwiaty pełne nektaru, a ul świecił pustkami. Pszczołom nie udało się nadrobić straconego czasu. Nie udało się to także następnego dnia. Jeszcze przez kolejne trzy dni pszczoły dwoiły się i troiły, żeby zapełnić spiżarnię. W tym czasie bączek Kaziu omijał ogród z daleka. Wieczorami samotny wracał do ula, z nikim nie rozmawiał, rozmyślał.
Kiedy przyszła sobota – ostatni dzień pracy – z ula wyleciały już wczesnym rankiem wszystkie pszczoły. W ogrodzie pojawił się także Kaziu. Nieśmiało skakał
z kwiatka na kwiatek. Wybierał te, w których nektaru było najwięcej. Jego obecność ucieszyła pszczoły. Wiedziały bowiem, że z pomocą Kazia uda im się dziś uzupełnić zbiory. Tak też się stało. Teraz ogród świecił pustkami, a spiżarnie w ulu przepełnione były smakowitym nektarem.
Słońce powoli zachodziło za horyzont, a do ula wracały zmęczone, ale szczęśliwe pszczoły. Ostatni leciał Kaziu. Strudzony pracą przysiadł przed swoim domkiem. Rozkoszując się widokiem zachodzącego słońca, poczuł nagle, jak jego zmęczone nóżki robią się coraz cięższe, opadają mu skrzydełka i czułki. Z lubością patrzył na garnuszek miodu, który dostał od przyjaciół w dowód wdzięczności. Po chwili słychać już było miarowy oddech zasypiającego Kazia.