Mam mężna kochanego, który w łóżku tonie
i z tej topieli wyciąga do mnie dłonie.
I o wszystko leżąc słabym głosem prosi,
jak od nadzwyczaj cierpliwej gosposi.
Wysiadam z tego wózka , nie tak być miało
że też mi się zamążpójścia chciało...
Cóż dobrego można widzę w tak zwyczajnym chłopie,
Który leżąc zajada i herbatki żłopie.
A jednak gdy bez niego mam pozostać sama
nagle we mnie się odzywa utajona mama!
Dobry mąż to taki, który jest- choćby się nie zmieniał. Przede mną nie musi wciąż robić wrażenia.
Znamy się przecież jak dwa łyse konie,
Ja mam koński ogon, a on zad za dwoje.