Nad woda głęboka i ciemna
pochylałam się jak uschnięte drzewo
co mimo, że nad woda stało korzeniami do wody sięgnąć nie zdołało.
Bo skalistą ziemię wybrałam ,
ma się rozumieć na żyznych ziemiach się nie znałam, mnie nie uczono jak żyć, jak być komuś żoną.
-Wystarczy jakakolwiek gleba choć trochę lepsza od mojej i jakoś życie się ostoi...
A tu nie ma trochę, nie ma kawałek.
Wszystko albo albo nic,śmierć albo życie całe.
Gdy w niebieskiej toni życie swe ujarzałam -truchlałam
bo tuż nad wodą obfitości żyłam,
a nigdy się jej nie napiłam.
Daj mi twego życia-jam uschnięte drzewo.
Jeśli tylko zechcesz ptak we mnie zaśpiewa ,
pochylę jeszcze niżej moje uschnięte ramiona ,
jeśli zechcesz ożyję,
jeśli nie- cichuteńko skonam.
Pociągnij mnie proszę, biegnijmy,
chodźmy razem w bezkres szczęścia.
Cisza, pewność i nic więcej.