Osoby: Staś, Nel, Piotrek
Piotrek: (do widzów)
Lubicie czytać?
Widzowie: (odpowiedź)
Tak (lub nie).
Piotrek: A ja nie (lub: ja też nie!). A na jutro muszę przeczytać okropnie grubą książkę: „W pustyni i w puszczy”. Wcale nie mam ochoty, bo to na pewno strasznie nudne.
Nel: Stasiu, Stasiu, słyszysz co on mówi? Nasze przygody są nudne.
Piotrek: Kim jesteście?
Staś: Ja jestem Staś Tarkowski.
Nel: A ja Nel Rawlison.
Staś: To nasze przygody opisał pan Sienkiewicz w książce „W pustyni i w puszczy”.
Piotrek: I teraz ja muszę o tym czytać, bo jak nie przeczytam, to dostanę 1. Mama się zmartwi, tata zdenerwuje i jak nic – za karę nie będę przez tydzień grać na komputerze albo oglądać telewizji. Co ja zrobię ...?
Nel: Stasiu, Stasiu, pomóżmy mu ....
Staś: Ale jak?
Nel: Opowiedzmy mu nasze przygody.
Piotrek: Naprawdę moglibyście to zrobić?
Nel: Tak, bardzo chętnie, prawda Stasiu?
Staś: Jak chcesz Nel.
Ja i Nel mieszkaliśmy w Port-Saidzie. Wiesz, gdzie to jest?
Piotrek: (wzrusza ramionami)
Staś: (do widzów)
A może wy wiecie?
Widzowie: (odpowiedź jednego z dzieci)
W Afryce.
Staś: Bardzo dobrze, w Afryce (lub: Nie, w Afryce).
Nasi ojcowie pracowali tam przy budowie Kanału Sueskiego.
Nel: I nas porwali.
Staś: Tak, porwali nas Arabowie, aby zawieźć do obozu Mahdiego i wymienić za rodzinę jego krewnego Smaina, której Anglicy nie pozwalali wyjechać z Port-Saidu.
Nel: Jechaliśmy przez pustynię, na wielbłądach, strasznie się bałam, ale znalazł nas mój pies Saba. Szkoda tylko, że tatusiowie nas nie znaleźli.
Staś: Tak. nasi ojcowie zorganizowali oczywiście pogoń i wyznaczyli nagrodę za nasze odnalezienie, ale nikomu nie udało się odebrać nas porywaczom. Droga przez pustynię była bardzo ciężka, podczas podróży zaskoczyła nas burza piaskowa. Ale poznaliśmy również wiele ciekawych zjawisk, np. usłyszeliśmy jak śpiewają piaski.
Nel: A teraz, Stasiu, opowiedz, jak było u Mahdiego.
Staś: Dobrze. Otóż po podróży przez pustynię dotarliśmy wreszcie do obozu Mahdiego. Arabowie myśleli, że Mahdi nagrodzi ich za to, że nas porwali, ale Mahdi nie był zadowolony i kazał nas odwieźć do Amaina, który wyruszył w głąb Afryki.
Nel: Nie spodobało mu się, że nie chciałeś zmienić religii.
Staś: Nie mogłem inaczej. Za to Mahdi wysłał nas do Faszody, do Smaina.
Nel: Razem z nami Arabowie zabrali dwoje czarnych niewolników – Kalego i Meę. Byli dla nich bardzo okrutni: bili ich i nie dawali jeść.
Staś: Nas też traktowali źle, często byliśmy głodni, Nel zaczęła chorować.
Nel: A potem zdarzyło się coś okropnego: w wąwozie zagrodził nam drogę lew. Arabowie bardzo się przestraszyli i chcieli dać mu na pożarcie Kalego, Meę, a potem mnie. Ale Staś wziął strzelbę, zastrzelił lwa i wszystkich Arabów.
Staś: Musiałem to zrobić, gdyż inaczej oni zabiliby nas.
Nel: Wiem, Stasiu.
Staś: W dalszą podróż wyruszyliśmy we czworo. Ja, Nel, Kali i Mea. Mieliśmy konie, więc wędrówka przez dżunglę nie była taka uciążliwa.
Piotrek: A skąd mieliście jedzenie?
Staś: Polowałem, a Kali i Mea zbierali owoce.
Piotrek: Skąd wiedzieliście, w którą stronę trzeba iść?
Staś: W Port-Saidzie chętnie uczyłem się geografii Afryki, więc wiedziałem w którą stronę należy iść, aby dostać się do Abisynii. Poza tym pytałem Meę i Kalego o ich plemiona. Okazało się, że Kali był synem króla plemienia Wa-hima.
Nel: Staś opowiadał mi też o roślinach i zwierzętach, które spotykaliśmy po drodze.
Staś: Opowiadałem jej to, czego nauczyłem się w szkole.
Nel: Stasiu, teraz opowiedz o Krakowie i o słoniu.
Piotrek: O Krakowie? Skąd Kraków w Afryce.
Staś: Krakowem nazywaliśmy baobab, w którym zamieszkaliśmy w czasie pory deszczowej. Był naprawdę olbrzymi.
Nel: O taki, taki ....
Piotrek: A słoń?
Staś: Znaleźliśmy go w wąwozie, był tam uwięziony i umierał z głodu. Karmiliśmy go przez cały czas pobytu w tym miejscu.
Nel: Był bardzo miły i mądry. Szybko zrozumiał, że nie chcemy zrobić mu krzywdy. Gdy do niego przychodziłam, huśtał mnie na trąbie. Nazwaliśmy go King.
Piotrek: Super, też bym tak chciał.
Staś: Nie zawsze było super. Ale najgorsze przyszło, gdy Nel zachorowała na febrę, a ja nie miałem lekarstw, aby ją wyleczyć.
Piotrek: I co zrobiłeś?
Staś: Na szczęście Kali dojrzał smugę dymu wznoszącą się w oddali nad drzewami. Nie wiedzieliśmy, kto pali ogień, ale musiałem zaryzykować i zobaczyć.
Piotrek: I kogo tam spotkałeś?
Staś: Podróżnika Lindego, który umierał z powodu odniesionych ran. Dostałem od niego lek na febrę – chininę i mnóstwo innych rzeczy.
Nel: I wyzdrowiałam.
Staś: Na szczęście.
Nel: I wyruszyliśmy w dalszą drogę. Staś uwolnił słonia z wąwozu i nauczył go noszenia ciężarów, my też na nim jechaliśmy.
Staś: Na następny dłuższy postój zatrzymaliśmy się na górze, którą nazwaliśmy górą Lindego. Chcieliśmy uwędzić więcej mięsa na dalszą podróż, nauczyć Kalego strzelać i robić latawce.
Piotrek: Bawiliście się w puszczanie latawców?
Staś: To nie była zabawa. Na każdym latawcu pisaliśmy jak się nazywamy, gdzie jesteśmy, dokąd idziemy, że prosimy o pomoc i zawiadomienie naszych rodzin. Mieliśmy nadzieję, że polecą daleko i wpadną w ręce Europejczyków – a wtedy bylibyśmy uratowani.
Piotrek: To był sprytny pomysł.
Staś: Najważniejsze, że okazał się skuteczny.
Nel: To ja zrobiłam najwięcej latawców.
Piotrek: I co było dalej?
Staś: Wyruszyliśmy w dalszą podróż. Po drodze spotykaliśmy różne plemiona murzyńskie. Murzyni odnosili się do nas przyjaźnie i byli bardzo gościnni.
Nel: Kali powiedział im, że jestem dobrym Mzimu, takim duchem, w którego wierzą Murzyni.
Staś: Wreszcie dotarliśmy do plemienia Wa-himów, z którego pochodził Kali. Akurat trwała wojna z sąsiednim plemieniem. Pomogliśmy Wa-himom wygrać tę wojnę.
Nel: I Kali został królem, bo jego ojciec zginął.
Piotrek: Więc dalej powędrowaliście tylko ty, Nel i Mea.
Staś: Nie, Kali wyruszył razem z nami na czele dużego oddziału Murzynów. Na początku wszystko układało się dobrze. Ale potem nastały straszliwe upały i weszliśmy na tereny niemal całkowicie pozbawione wody. Wreszcie przyszedł dzień, że nie mieliśmy już nic do picia. Myślałem, że wszyscy pomrzemy.
Piotrek: I co?
Staś: Saba zaczął zachowywać się niespokojnie, jakby coś poczuł. Nabrałem nadziei, że w pobliżu są ludzie. Wystrzeliliśmy racę. W oddali zobaczyłem drugą racę. Pobiegliśmy w tym kierunku, dając sygnały strzałami z karabinu.
Piotrek: Ale jakim cudem ci ludzie się tam wzięli?
Staś: Znaleźli jeden z naszych latawców i zaczęli nas szukać.
Nel: A później rozstaliśmy się z Kalim, który musiał wracać do siebie i pojechaliśmy do tatusiów.
Staś: I to już właściwie jest koniec naszych afrykańskich przygód. Mam nadzieję, że pomogliśmy ci?
Piotrek: O tak. Bardzo dziękuję.
Staś i Nel: (odchodzą)
Piotrek: Wiecie co, chyba jednak przeczytam tę książkę.